27 kwietnia, 2024
18 września, 2023

Zobacz i opowiedz innym, jak brzmi… DŹWIĘK WOLNOŚCI!

(Fot. YouTube.com/Rafael Film/screen shot)

W naszych nowoczesnych i rzekomo postępowych czasach mamy więcej niewolników niż wtedy, gdy niewolnictwo było legalne. Co najmniej kilka milionów z nich to dzieci.

Od 4 lipca 2023, czyli od amerykańskiego Dnia Niepodległości, tradycyjnie uważanego za najlepszy letni moment na premiery, w kinach USA wyświetlany jest film A. Monteverde „Sound of freedom”. Choć na ten moment czekał aż pięć lat, już pierwszego dnia zdobył tytuł największego hitu kinowego.

O bohaterstwie z prostotą

Historia jest prosta: Tim Ballard, funkcjonariusz zajmujący się ściganiem pedofili, po kolejnej sprawie zaczyna uświadamiać sobie, że choć jego praca jest bardzo wymagająca i ważna, to właściwie nie rozwiązuje prawdziwego problemu. Skupia się tylko na złapaniu przestępcy, ale rzadko kiedy udaje się realnie pomóc ofierze – czyli dziecku porwanemu do celów seksualnych. Ta świadomość staje się dla niego impulsem, aby zaangażować się jeszcze bardziej. I wkrótce nadarza się okazja: kolejne wyrwane z rąk pedofila dziecko, mały Miguel, prosi go o pomoc w odnalezieniu starszej siostry, która została porwana razem z nim. Na tę prośbę Tim rzuca pracę, która nie pozwala mu działać poza pewnymi granicami, i na własną rękę szuka dziewczynki. Nic go nie powstrzyma przed wypełnieniem misji. Bo jest to także film o misji, którą każdy ma w życiu do wykonania: „Gdy Bóg powierza Ci misję, nie możesz się wahać!” – rzuca jeden z bohaterów.

Prostota, która wypełnia cały film potwierdza, że celem ekranizacji jest przybliżenie widzowi problemu, który dotyczy realnego życia, a nie imaginacji twórców, którzy nie cofną się przed różnymi chwytami, byleby tylko sprzedać swoją kreację. Nie ma tu typowo hollywoodzkich dopisanych wątków osobistych, dziejącej się w tle łzawej historii miłosnej czy opowieści o dzieciach, które poznajemy później jako kolejne ofiary handlu ludźmi. W kilku krótkich scenach pojawia się co prawda rodzina głównego bohatera, ale tylko po to, aby wyjaśnić jego motywacje do działania. Podobnie jest z historiami głównych postaci dziecięcych: wiemy, że Miguel i Rocie są rodzeństwem, żyją z ojcem w Hondurasie; możemy też dowiedzieć się, jak zostali porwani. Ale to właściwie wszystko, co o nich wiemy. Najważniejsza jest ich bohaterska postawa – wzajemne pragnienia uratowania drugiego, z którym dzieli nieznana odległość, a nawet brak możliwości określenia: kiedy nas rozłączono…

Opowieść o problemie

Brak tu niepotrzebnego rozemocjonowania, łzawych scen, a z drugiej strony brak też spektakularnych pościgów, ucieczek czy walk, właściwych kinu amerykańskiemu. Jest tych braków nawet więcej – mimo niezwykle trudnego i brutalnego tematu, dotykającego niewyobrażalnego okrucieństwa wobec dzieci, w „Sound of freedom” nie ma też żadnych scen przemocy, a sam temat wykorzystywania seksualnego jest poruszony z dużym wyczuciem i delikatnością. Wrażliwi widzowie nie muszą się obawiać, nie zobaczą tu nic, co mogliby później chcieć zapomnieć.

 

Nie brakuje za to mocnych, zapadających w pamięć dialogów. Trafne i niezwykle głębokie, choć zupełnie naturalne wypowiedzi bohaterów, pozostawiają widza z mocnym przesłaniem, stawiają ważne pytania, budzą do wyjścia poza wymoszczoną strefę komfortu.

„Sound of freedom” jest więc dokładnie tym, co obiecuje: opowieścią o problemie. Ciekawszą niż „suchy” dokument, bo fabularyzowaną. Ale nieupiększaną na siłę, nieuatrakcyjnianą, bo przecież mogłaby być zbyt nudna. I zbyt oderwana od rzeczywistości, o której opowiada. Nie jest to film o superbohaterze Timie Ballardzie, nie jest to też poszukująca sensacji opowieść o złych handlarzach ludźmi i pedofilach. To film o problemie. Problemie, który może dotknąć każdego. Film nie pozostawia widza w świecie abstrakcji. Pyta wprost: a gdyby chodziło o twoją córkę, która może zniknąć na dobre?

Idąc do kina, warto przygotować się na jedno: nie obejrzymy zwykłego filmu, ale historię w dużej mierze opisującą wydarzenia, które naprawdę miały miejsce. Być może trudno w to uwierzyć, zwłaszcza z perspektywy osoby, która takie obrazy ogląda, siedząc w przytulnej ciemności kinowej sali, i to w kraju, w którym porwania dzieci zdarzają się rzadko, a jeszcze rzadziej są to porwania przez osoby nieznajome. Spośród ogólnej liczby zaginionych dzieci w Polsce, do domów nie wraca 5% z nich.

Misja widza

Ale ani przedstawiona historia, ani postaci, ani dane o liczbie małoletnich, którzy co roku stają się ofiarami handlu ludźmi, nie są fantazją reżysera.

Co roku na świecie ok. 300 000 dzieci jest porywanych do handlu żywym towarem. To rzeczywistość, której na co dzień nie widzimy, a wręcz trudno ją sobie w ogóle wyobrazić. Tym mocniejsze wrażenie wywiera stwierdzenie, że w dzisiejszych nowoczesnych czasach mamy więcej niewolników, niż w okresie, gdy niewolnictwo było legalne.

Jak na koniec mówi Jim Caviezel: największą władzę ma ten, kto opowiada historię. I tego trzyma się cała produkcja – opowiedzenia historii, która ma być głównym i jedynym bohaterem, który ma zapaść w pamięć widzowi. A widz może tę historię zanieść dalej. Nie po to, by porazić okrucieństwem zatrważających wręcz danych, ale po to, by dać nadzieję zmiany, przyczyniając się znacząco do zwalczenia handlu dziećmi. Ale aby tak się stało, film muszą obejrzeć miliony!

W dniu polskiej premiery 15 września wg rankingu Filmweb został “numerem 1 w najlepszych nowościach ze świata”.

Zachęcamy do obejrzenia i odkrycia, jak brzmi… prawdziwy dźwięk wolności…

Aleksandra Gajek, Monika Zając

Handel ludźmi dotyka kilku milionów osób rocznie. Łatwym łupem handlarzy są dzieci

Udostępnij

Spodobał Ci się ten artykuł? Wesprzyj działanie naszego portalu swoim datkiem.

Wybierz kwotę
inna kwota
Wesprzyj portal

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Liczba komentarzy : 0

Polityka prywatności i plików cookies

© Centrum Życia i Rodziny 2023