Mariaż ideologii i korporacji. Ta książka otwiera oczy na koszmar, który chcieliby nam zgotować „przebudzeni”
Zawstydź się i podporządkuj! Tak możnaby określić zawołanie rewolucyjnych ekstremistów ideologii “przebudzonych”. O tym, jak doktryna współczesnych niewolników zyskała popularność w najbardziej wolnościowym państwie na świecie, pisze Vivek Ramaswamy w “Woke S.A. Kulisy amerykańskiego przekrętu sprawiedliwości społecznej”. Książka wydana w USA w 2021 roku została niedawno przetłumaczona i wydana przez Warsaw Enterprise Institute.
Autor jest przedsiębiorcą i zadeklarowanym miłośnikiem kapitalizmu, a od niedawna politykiem i kandydatem Partii Republikańskiej w prawyborach prezydenckich. Jego rodzice wyemigrowali z Indii do USA, zanim się urodził. Jako pracowity człowiek wykorzystał możliwości, jakie dał mu amerykański kapitalizm. Ukończył biologię molekularną na Harvardzie i prawo na Yale, a następnie odniósł sukces w biznesie biofarmaceutycznym. Jego firma opracowała szereg leków, które pomagają pacjentom.
Kto nas okrada?
W swojej publikacji, autor stara się przekonać, że w naszym życiu gospodarczym i kulturalnym działa nowa, niewidzialna siła. Wokeizm to ekstremalny nurt rewolucji rozwijający się pod skrzydłami korporacji i Big Tech-u. Jego legaci, w imię “sprawiedliwości społecznej” stanowią, co wolno myśleć, mówić i robić, a czego nie można. Cóż, z bogatym patronatem i monopolistami zarządzającymi masową komunikacją można robić rewolucję. „Kapitalizm interesariuszy” obiecuje bardziej zróżnicowany i przyjazny środowisku świat. W rzeczywistości jednak okrada ludzi, i to nie tylko z pieniędzy, ale także z głosu i tożsamości.
Vivek właśnie dlatego odszedł z biznesu i zaangażował się w politykę, by przeciwstawić się ekspansji władzy korporacji. Ramaswamy należy do grupy Republikanów, którzy odważyli się wejść w polemikę, a nawet wyrazić otwarty sprzeciw wobec przymuszania Amerykanów do wyznawania dogmatów wokeizmu. Dlatego, jak sam przyznaje przyznaje, jest “zdrajcą swojej grupy społecznej” – właścicieli wielkiego kapitału. W ramach swojej działalności politycznej postanowił odsłonić kulisy kompleksu przemysłowego woke. Jego celem jest nic innego jak służba korporacjom za podkładkę moralną do rozszerzania wpływów i maskowania niegodziwych interesów. Gdyby USA nie odchodziły od republikanizmu i kapitalizmu na rzecz demokracji totalnej i państwa opiekuńczego, wokeizm nie miałby szansy na zaistnienie. Jednak wywindowany najpierw do akademicko-medialnego mainstreamu i licznych instytucji, stopniowo narzuca się każdemu Amerykaninowi. Dotyczy to miejscy pracy a także porządku prawnego.
Railing against the radical left & reading “Woke, Inc.” quotes from your teleprompter is easy. The harder part is to take a stand on where we disagree, independent of mega-donor influence. Here’s where I am:
– Free speech: I’m an absolutist & oppose *all* hate speech laws.
-… pic.twitter.com/T5EHSDRrh6— Vivek Ramaswamy (@VivekGRamaswamy) August 22, 2023
Lista potępionych coraz dłuższa
Wokeizm to ideologia “przebudzonych“. To ci, którzy – we własnym mniemaniu – są świadomi wszystkich niesprawiedliwości związanych z bardzo szerokim pojęciem tożsamości człowieka. Są bez reszty zafiksowani na punkcie rasy, płci i orientacji seksualnej. “Przebudzeni”, w przeciwieństwie do nieprzebudzonych, dostrzegają jak nienormatywne mniejszości są “uciskane” i “wykluczane” przez “uprzywilejowaną”, zwykle nieświadomą zła, które czyni, większość. W tym sensie woke jest kultem bycia ofiarą, przy czym rzekome ofiary nigdy wokeistów o pomoc nie prosiły. Cała niemal konstrukcja głoszona przez wokeistów jest kompletnym urojeniem. Jej wyznawcy na siłę doszukują się objawów rasizmu, seksizmu, dyskryminacji i rozmaitych fobii. Lista potępionych nieustannie się rozszerza m.in. dlatego, że jak za każdym razem, rewolucja zjada własne dzieci. Celem wokeizmu, w kontrze do wielu ruchów emancypacyjnych, nie jest ochrona praw żadnych mniejszości, tylko otrzymanie finansowania z korporacji.
Z perspektywy “przebudzonych” istnieje szereg cech wrodzonych, które automatycznie czynią danego człowieka winnym. Najgorszą winą jest, rzecz jasna, bycie białym, heteroseksualnym, mężczyzną – w najohydniejszej wersji każdym z trzech jednocześnie. A jak wskazuje dr Katarzyna Szumlewicz, wszystkie te “winy” łączy bycie normatywnym: heteronormatywnym, neuronormatywnym itd. To oni są źródłem “niesprawiedliwości społecznej”, dlatego powinni naprawiać szkody grupom uznawanym przez woke za “wykluczane”. To niejako “formuła pedagogiki wstydu na sterydach – próbuje wywołać w ludziach poczucie wstydu i winy, by zmusić ich do podporządkowania i poddania się mentalnej autocenzurze”.
Woke stosuje bowiem mechanizm cancel culture, czyli zbiorowego nękania, poniżania, produkowania oszczerstw i innych form ostracyzmu wobec osób, organizacji bądź instytucji, które nie podobają się wokeistom. W USA i Wielkiej Brytanii dochodzi nawet do bojkotowania ludzi wyznaczonych do napiętnowania tylko dlatego, ze wokeiści uznali ich wypowiedzi, czy działania za “problematyczne” czy “kontrowersyjne”. Nie obraźliwe, czy nieprawdziwe. W polu zainteresowania wokeistów kategoria prawdy nie ma bowiem żadnego znaczenia. Wystarczy być “problematycznym”.
Pożyteczni idioci i wtajemniczeni rewolucjoniści
A jak jest nad Wisłą? U nas wokeizm dopiero kiełkuje. Nasi rodzimi rewolucjoniści czerpią wzorce z Ameryki. Ale ponieważ nie było tu niewolnictwa czarnoskórych, ciężko byłoby oskarżyć piętnem “systemowego rasizmu”. Manewrować można zatem hasłami transpłciowości i klimatyzmu. Jak zaznacza dr Szumlewicz, woke jest bardzo mocno antyfeministyczny. Feministki są złe, gdyż upominają się wyłącznie o prawa kobiet bez penisów, co jest urągające dla “trans-kobiet”. A według wokeistów kobieta to po prostu każda osoba, która identyfikuje się jako kobieta. Choć trudno w to uwierzyć, oni nawet nie używają słowa „kobieta”. Woke nie dopuszcza odmiennego spojrzenia na tę kwestię ani na żadną inną, w której orzekł. Skoro orzekł, jaka jest prawda, co można myśleć i robić, a czego nie wolno, to tak jest. Dlatego lewicowi odstępcy bywają często obiektem “cancelowania”.
Jak dodaje dr Katarzyna Szumlewicz, w USA wokeiści to w zdecydowanej większości ludzie biali (tak samo, jak w ruchu Black Lives Matter), zwykle zamożni i z dużych miast. Nie są to też osoby z “wykluczanych” mniejszości, które według siebie reprezentują. A zatem jedni to pożyteczni idioci w rozumieniu leninowskim, inni – wtajemniczeni rewolucjoniści. Jeszcze inni, widząc zysk finansowy, traktują ten rodzaj “aktywizmu” czysto zarobkowo. Autorami zaś – co jest typowe dla każdej rewolucji – aktualnej linii, mądrości etapu, jest wąska grupa ideologów, samozwańczych naprawiaczy świata.
Książka V. Ramaswamy’ego “Woke S.A. Kulisy amerykańskiego przekrętu sprawiedliwości społecznej” do nabycia w Warsaw Enterprise Institute.
MZ/dorzeczy.pl, wei.org.pl
Rodzice, wychowujcie w prawdzie! Dzieci nie muszą być ofiarami kultury woke
Dodaj komentarz