26 kwietnia, 2024
8 listopada, 2021

„Świadomość tego, co zrobiłam, była przytłaczająca”. Kobieta opowiada, jak żałuje decyzji o zabiciu swojego dziecka

(fot. unsplash.com/kat-j, zdjęcie ilustracyjne, kobieta, depresja)

Historia kobiety, przedstawionej jako Bell, została zamieszczona w książce Marthy Jensen „Aborcja: Informator i własna podróż” (Abortion: Information book and one’s own journey).

Fragment publikacji cytuje portal ClinicQuotes.com, który zajmuje się zbieraniem prawdziwych historii o tym, przez jakie okropne sytuacje przechodzą kobiety w klinikach aborcyjnych.

Zostałam wychowana w kościele. Starałam się żyć po chrześcijańsku… Sprawę pogorszył mój chłopak, który całe życie dorastał w kościele…

Moja najlepsza przyjaciółka, która również była chrześcijanką, próbowała mnie od tego odwieść. Ale ja nie słuchałam, pamiętam, że poszłam do kliniki zamroczona. Byłam pod narkozą, więc nie mam żadnych wspomnień. Pamiętam tylko, że obudziłam się w panice. Świadomość tego, co zrobiłam, była przytłaczająca.

Przed zabiegiem zrobiono mi USG i zobaczyłam moje nienarodzone dziecko. Kiedy się obudziłam, była to pierwsza rzecz, jaką zobaczyłam, zanim zamknęły mi się oczy. Kilka tygodni później musiałam wrócić do kliniki na badania kontrolne.

Pamiętam, jak siedziałam w poczekalni i chciałam powiedzieć tym dziewczynom, żeby tego nie robiły. Chciałam powiedzieć coś, co odwiodłoby je od tej decyzji, która prawdopodobnie byłaby jednym z największych błędów w ich życiu. Ale nie wiedziałam, co powiedzieć…

Mój chłopak i ja zostaliśmy razem, to nas wzmocniło, ale czasami jeszcze wyrzucałam mu to w twarz. Gdyby tylko był bardziej wspierający. Gdyby tylko… ale musiałam zdać sobie sprawę, że jego bolało to tak samo jak mnie.

Bardzo mnie zabolało, kiedy jego młodsza siostra zaszła w ciążę. Jego rodzina była taka szczęśliwa, a ja czułam się tak winna, że pozbawiłam ich szansy poznania wnuka i siostrzeńca, bo w głębi serca wiedziałam, że to będzie chłopiec. Wciąż się z tym zmagam.

 

Kathy Sparks, była pielęgniarka pracująca w ośrodku aborcyjnym, mówi jasno, że „to był wielki biznes, który pozwalał zarobić ogromne pieniądze, oto, czym właśnie to było”. Opowiadała też, że każdego dnia wykonywano 40 aborcji. W soboty przyjmowano 60 dziewcząt i kobiet. Zasada była jedna: „nie można było odesłać żadnej kobiety do domu. Istniało ryzyko, że ktoś przekona ją do zatrzymania dziecka, albo kobieta pójdzie do innego ośrodka”.

O wpływie wsparcia ze strony ojca dziecka na decyzję kobiety o aborcji mówił ks. Tomasz Kancelarczyk, pomysłodawca i prezes Fundacji Małych Stópek, w rozmowie z Marsz.info podczas Narodowego Marszu Życia i Rodziny.

(…) mogę z całą pewnością powiedzieć, że gdyby ojcowie byli obecni przy rodzinie (…), gdyby ci mężczyźni byli, prowadzili, chronili, opiekowali się, nie byłoby problemu aborcji, albo byłby on w skali minimalnej. Prawie wszystkie trudne sytuacje kobiet, z którymi spotykamy się w naszej Fundacji, wiążą się z brakiem mężczyzny. Kiedy mężczyzna ucieka od odpowiedzialności, kobieta nie widzi przyszłości i możliwości poradzenia sobie z trudnościami – podkreślił ks. Kancelarczyk.

 

AM/ClinicQuotes.com

Udostępnij

Spodobał Ci się ten artykuł? Wesprzyj działanie naszego portalu swoim datkiem.

Wybierz kwotę
inna kwota
Wesprzyj portal

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Liczba komentarzy : 0

Polityka prywatności i plików cookies

© Centrum Życia i Rodziny 2023