26 kwietnia, 2024
3 lutego, 2024

Świadectwo Włoszki: „Byłam w śpiączce, ale chciałam wykrzyczeć, że żyję, czuję”

(fot. pixabay)

„Lekarze nie dawali żadnych nadziei (…). Kiedy usłyszałam to zdanie, chciałam krzyknąć, że tam jestem, że żyję, że czuję” – opowiada Sara Virgilio. Włoszka po poważnym wypadku była w śpiączce, ale mimo to, w pewnych momentach słyszała i widziała, co się wokół niej dzieje.

Sara była pacjentem po urazie wielonarządowym. Oprócz krwotoku mózgowego miała krwotok płucny, prawa strona jej ciała była całkowicie połamana, miała też perforacje płuc.

W 1994 roku, na przejściu dla pieszych, w Sarę uderzył jadący z dużą prędkością samochód. 20-letnia wówczas dziewczyna nie miała praktycznie żadnych szans.

Po operacjach ratujących życie, dziewczyna została przewieziona z rodzinnego miasta Salerno do Rzymu do polikliniki Gemelli, jednak i tam lekarze nie dawali młodej kobiecie żadnych szans na życie.

W rozmowie z włoskim portalem stowarzyszenia Pro Vita e Famiglia Włoszka opowiedziała o swoim doświadczeniu otarcia się o śmierć, o niezbadanych obszarach mózgu, które sprawiają, że ludzie mają świadomość, co dzieje się wokół nich, choć ich ciało i mózg nie dają oznak życia. Sara zapewnia, że w jej pamięci zachowały się fragmenty wspomnień ze szpitala.

Pamiętam, kiedy mama powiedziała mi, że przyjechali do mnie przyjaciele. Co więcej, miałam wrażenie, że chciałam powiedzieć im: „Jestem tutaj”, ale nie mogłam. Pacjent nie jest w stanie wyrazić swoich życzeń – wspominała czas, kiedy była w śpiączce.

Jak mówi, lekarze robili wszystko, by ją ratować, jednak w żadnej z dwóch placówek nikt nie dawał jej żadnych szans na powrót do sprawności.

Lekarze nie dawali żadnych nadziei (…). Kiedy usłyszałam to zdanie, chciałam krzyknąć, że tam jestem, że żyję, że czuję. Moja mama na przykład zauważyła, że jestem jakoś obecna, poruszam się niepostrzeżenie. Lekarze jej nie uwierzyli – powiedziała.

Jak mówi, gdyby wówczas miała przy sobie podpisane oświadczenie woli [zgodę na pobranie narządów do transplantacji], dziś z pewnością już by jej nie było.

Rozumiem roztropne stanowisko lekarzy, jednak życie trzeba szanować, ja też żyłam – wyznała. 

Jak mówi, jej życie nie było łatwe, kiedy się wybudziła. Straciła nerkę, przeszła wiele poważnych operacji, różne niedokrwienia, które na szczęście nie zajęły dużych obszarów mózgu, ale cieszy się, że żyje. Ukończyła biologię, znalazła pracę, mówi o doświadczeniach osób w śpiączce, tych, którzy z perspektywy medycznej nie mają szans na życie.

Życie nie może być pojmowane tylko w sposób utylitarny: jeśli produkuję coś i nic mi nie jest, to żyję, ale jeśli staję się ciężarem dla państwa, to muszę być zachęcana do śmierci – zaznaczyła.

Sara jest też przeciwna tzw. oświadczeniu woli. Zapewnia, że osoby, które nie dają oznak życia, mogą mieć percepcję rzeczywistości.

Oczywiste jest, że istnieją sytuacje, które należy dokładnie ocenić, ale nie można decydować za kogoś innego, ciągnąc za wtyczkę. Nie można na przykład odmówić nawodnienia i pożywienia, ponieważ są to czynności naturalne, dalekie od uporczywej terapii – podsumowała. 

AG/ProVitaeFamiglia.it

Udostępnij

Spodobał Ci się ten artykuł? Wesprzyj działanie naszego portalu swoim datkiem.

Wybierz kwotę
inna kwota
Wesprzyj portal

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Liczba komentarzy : 0

Polityka prywatności i plików cookies

© Centrum Życia i Rodziny 2023