Śmierć kobiety po aborcji farmakologicznej. Przyjęła mifepriston
„Domagamy się pełnego i przejrzystego śledztwa w sprawie śmierci tej młodej kobiety, z uwzględnieniem roli Planned Parenthood” – mówi dyrektor organizacji Susan B. Anthony Pro-Life America. Chodzi o doniesienia na temat śmierci 24-latki po tym, jak w placówce Planned Parenthood przyjęła ona środki aborcyjne.
Choć kobieta zmarła pod koniec września ubiegłego roku, dopiero przed kilkoma dniami o sprawie poinformował media. Alyona Dixon cztery dni po podaniu jej pigułki mifepriston w placówce Planned Parenthood zaczęła skarżyć się na silne bóle brzucha w podbrzuszu i trafiła do szpitala.
Lekarz, który ją przyjmował napisał także m.in. o niewydolności oddechowej, biegunce czy ostrej niewydolności nerek. Mimo podjętego leczenia kobieta zmarła. W akcie zgonu znalazła się informacja o śmierci z powodów „powikłań po aborcji septycznej”. Wspomniana już dyrektor organizacji pro-life Katie Daniel podkreśla, że domaga się w śledztwie wyjaśnienia, czy Planned Parenthood informował kobietę o poważnych zagrożeniach wynikających z przyjęcia wspomnianego środka.
Dodała, że kobiety powinny otrzymać dokładne informacje medyczne, a nie jedynie „PR lobby aborcyjnego mającego na celu maksymalizację zysków”. Jak zauważyła Daniel, że proaborcyjne prawo Nevady nie zapewnia żadnej ochrony tak dzieciom nienarodzonym, jak i kobietom w ciąży.
ds/radiomaryja.pl
Dodaj komentarz