20 kwietnia, 2024
12 kwietnia, 2023

Polski bloger ujawnia, że przeszedł detranzycję. „Jako młoda osoba zostałem zmanipulowany, by zmienić płeć”

(fot.: pixabay.com/ zdjęcie ilustracyjne)

Bloger Łukasz Sakowski, prowadzący bloga popularnonaukowego, ujawnił się jako osoba, która przeszła detranzycję, czyli powróciła do swojej biologicznej płci po wcześniejszym procesie „zmiany płci”. Jak opisuje mężczyzna, cała procedura była wynikiem manipulacji, której został poddany jako dziecko. Od 14 roku życia przyjmował blokery dojrzewania, które otrzymywał nielegalnie od poznanego w internecie transseksualisty, a następnie uzyskał także sfabrykowaną diagnozę transseksualizmu. Coming out Sakowskiego spowodowały groźby ze strony aktywistów LGBT, którzy w ostatnich miesiącach usiłują bojkotować publiczną działalność blogera za to, że sprzeciwia się on promowaniu ideologicznej teorii płci.

Historia, którą opisuje Sakowski, jest szokująca pod wieloma względami, ale głównie dlatego, że brutalnie potwierdza to, że dzieci w Polsce również poddawane są indoktrynacji ideologicznej w takim samym wymiarze, jak w krajach zachodnich. Począwszy od manipulowania bardzo młodymi ludźmi, które często dokonuje się za pośrednictwem internetu, poprzez uzyskanie fałszywej diagnozy od psychologa polecanego przez znaną fundację rzekomo pomagającą osobom transseksualnym, aż po ostracyzm, groźby i próby zniszczenia kariery osoby, która zdecydowała się ujawnić, jak naprawdę wygląda to, co przedstawia się nam jako „ratowanie dzieci”.

Jak opisuje Łukasz Sakowiski, jego droga do „zmiany płci” zaczęła się od homoseksualizmu. Wchodząc w okres dojrzewania, miał problemy z zaakceptowaniem tego, że czuje pociąg do osób tej samej płci i zmagał się z brakiem samoakceptacji. Z czasem ukształtowało się w nim poczucie, że homoseksualizm to coś złego i niepożądanego. Jak sam jednak podkreśla, wbrew stereotypom do takiego postrzegania homoseksualizmu nie przyczyniły się bynajmniej lekcje religii, a raczej nieprzychylne opinie rówieśników i wykrzywiony obraz osób LGBT ukazywany przez media.

Przedstawiały one często zdjęcia z parad równości, na których widnieli dziwnie ubrani i niepokojąco zachowujący się geje, fetyszyści, ekshibicjoniści. A ja, podobnie jak bardzo wielu innych homoseksualnych mężczyzn, kompletnie się z takimi wzorcami i zachowaniami nie utożsamiałem. Nie utożsamiam się z nimi do dzisiaj. Przez taki medialny przekaz utwierdzałem się w przekonaniu, że homoseksualizm to coś dziwnego i odpychającego, a w każdym razie związanego z zaburzeniami – zaznacza mężczyzna.

„Przyjaciel” z internetu

Przełomem dla pełnego kompleksów i poszukującego akceptacji nastolatka okazał się obejrzany w telewizji popularny talk-show, w którym zobaczył osoby podające się za transseksualistów. Wówczas, mając zaledwie 13 lat, zaczął interesować się tą tematyką i szukać informacji w internecie, gdzie natrafił na forum dla osób transseksualnych. Tam Sakowski szybko nawiązał kontakt z 40-letnim transseksualnym mężczyzną, którego w swojej opowieści nazywa Ewą.

Mężczyzna żywił nienawiść wobec homoseksualistów (co, jak podkreśla bloger, jest w tym środowisku częste). Już w początkach znajomości „Ewa” nakłoniła nastolatka, aby używał żeńskich zaimków, a z czasem doszły do tego także próby przekonania go, aby zaczął się malować i ubierać w kobiece stroje. Jak zauważa Sakowski, te działania miały silnie manipulacyjny charakter, ale dorosły transseksualista zyskał już jego zaufanie i wykorzystywał jego naiwność i podatność na wpływy.

Transseksualna Ewa była dla mnie kimś ważnym, choć poznanym tylko w Internecie, bo mogłem pisać do niej o różnych sprawach, w których nie czułem, bym mógł zaufać komukolwiek innemu. Brak bezpośredniego kontaktu na żywo (całość odbywała się przez Gadu-Gadu) bardzo sprzyjał tej nastoletniej naiwności – opowiada bloger.

Niedługo później, bo już w wieku 14 lat, Sakowski – również pod wpływem transseksualisty „Ewy” – zaczął przyjmować blokery dojrzewania. Mężczyzna wysyłał chłopcu wydawany na receptę lek Androcur, który hamuje wydzielanie testosteronu, a więc hamuje dojrzewanie płciowe u chłopców. Jednocześnie jednak nie poinformował nastolatka o poważnych skutkach ubocznych, które często występują u osób przyjmujących ten lek. Wśród nich znajdują się m.in. uszkodzenie wątroby, występowanie nastrojów depresyjnych, ginekomastia, nowotwory mózgu i wątroby, zaburzenia zakrzepowo zatorowe  czy osteoporoza. Są to więc powikłania, które same w sobie mogą poważnie zagrozić zdrowiu, a nawet życiu.

W przypadku Sakowskiego dość szybko doszło do uszkodzenia wątroby, a w późniejszych latach okazało się, że mężczyzna cierpi także na zaawansowaną osteoporozę. Jest to typowe następstwo przyjmowania tzw. blokerów dojrzewania. Mimo zaprzestania terapii hormonalnej, a także stosowania zdrowej diety i aktywnego trybu życia, choroba nie cofnęła się całkowicie aż do tej pory.

Kolejnym etapem „tranzycji”, na który Sakowski również zdecydował się pod wpływem starszego transseksualisty, było przyjmowanie pochodnej estrogenów, czyli żeńskich hormonów płciowych. Te leki nastolatek również otrzymywał nielegalnie i w zupełnej tajemnicy przed rodziną.

Był to okres, w którym chłopak odczuwał coraz większy dyskomfort, kiedy zwracano się do niego męskimi zaimkami lub gdy nosił typowo męskie ubrania. Jego niechęć do własnego ciała, wstręt i wstyd narastały, podsycane przez osoby wspierające go w procesie „zmiany płci”.

Jak sekta

Bloger z dzisiejszej perspektywy przyznaje, że środowisko, w którym się znalazł, działało podobnie jak sekty, utwierdzając go w tym, że jest „transpłciowy”, potęgując jego poczucie wyobcowania i niepasowania do rówieśników, a także popychając do kolejnych kroków na drodze zmiany.

Mężczyzna podkreśla także, że podawany przez transseksualnych aktywistów, a nawet sprzyjających tej ideologii psychologów obraz transseksualizmu jest poparty sfabrykowanymi, pseudonaukowymi fałszywymi informacjami. Niestety pod ich wpływem wiele osób ulega presji akceptacji i bycia „sojusznikiem” ideologii trans, a wielu młodych ludzi wikła się w procedury „zmiany płci”, które na zawsze okaleczają ich ciała.

Jakby wtedy ktoś mnie zapytał czy jestem szczęśliwy, że „zmieniam płeć”, nie tylko potwierdziłbym, ale wręcz bym o tym zapewniał. Dlatego, gdyby w tamtym czasie przeprowadzono na mnie ankietę, czy jestem zadowolony ze „zmiany płci”, entuzjastycznie odpowiedziałbym, że tak – wspomina Łukasz Sakowski. – Uległem wówczas zjawisku dysonansu poznawczego, więc mimo fatalnego samopoczucia w związku z moim ciałem i sytuacją, miałem wrażenie, że idę w dobrym kierunku, a tranzycja płci mi pomaga. Im trudniejsze było dla mnie bycie (trans)„kobietą”, tym bardziej to wypierałem i uzasadniałem sam przed sobą sensowność dalszego brnięcia w ten obłęd.

Naciski ze strony poznanej na internetowym forum transseksualnej „Ewy” były bardzo silne i coraz dalej posunięte. Nawet wbrew temu, że jako kilkunastoletni chłopiec Sakowski nie chciał ubierać się przesadnie kobieco, a wręcz, jak przyznaje, nigdy nie czuł się tak naprawdę kobietą, był wręcz zmuszany do tego, aby eksponować swoje kobiece cechy.

Tak więc dorosły transseksualny mężczyzna, upodabniający swoje ciało do kobiecego poprzez zmianę płci, nakłonił 14-letniego mnie do mówienia i pisania w formie żeńskiej, kompletnie mieszając w mojej rozwijającej się psychice. Zachęcił mnie także do malowania twarzy i ubierania się bardziej dziewczęco. Nie były to szczególnie kobiece ubrania, bo głównie luźne, ale jednak damskie bluzy czy spodnie. Zresztą z tego powodu regularnie Ewa ganiła mnie, abym „szykował się” bardziej kobieco. Wielokrotnie wprost mówiła, że powinienem zacząć zakładać buty na obcasie, spódnice, sukienki itp., czego nie robiłem i z czego niejednokrotnie czułem, że muszę się jej tłumaczyć – opowiada mężczyzna.

Diagnoza na zawołanie

Do faktycznej zmiany płci w dokumentach potrzebna była jednak diagnoza transseksualizmu wystawiona przez specjalistę. Wydawałoby się, że na tym etapie ktoś powinien zauważyć, że nastolatek jest pod silnym wpływem osób, które namawiają go do „zmiany płci” i zaalarmować rodziców. I początkowo niemal się to udało.

Sakowski zaczął chodzić na wizyty diagnostyczne w jednej z poznańskich poradni seksuologiczno-psychologicznych i tam spotkał się z rzeczowym i niezideologizowanym podejściem. Przeprowadzono u niego badania genetyczne, które jednoznacznie potwierdziły, że ma prawidłowy, męski kariotyp i nie wykazuje zaburzeń w rozwoju płciowym. Jak jednak przyznaje, na forum dla osób transpłciowych znalazł dokładne instrukcje na temat tego, jak oszukać lekarzy.

Nie pomogły formułki, które wyczytałem na forum dla transseksualistów, aby mówić, że „od dziecka czułem się dziewczyną”, jak i inne wskazówki, podsuwane przez Ewę, w które w tamtym czasie szczerze wierzyłem – zaznacza.

Jednak mimo otrzymania tak jednoznacznej diagnozy od obiektywnego specjalisty, Sakowski był nadal namawiany przez środowisko osób transseksualnych, aby dążyć do „zamiany płci”.

Diagnoza była słuszna, a cały proces przeprowadzony przez tę psycholog dokładny i wnikliwy, ale ja całkowicie ją zanegowałem. W czym, rzecz jasna, silnie „wsparła” mnie Ewa oraz internetowe „materiały edukacyjne” ze stron, forów i fundacji kierowanych do osób „trans”. Przekonywano na nich, że tranzycja to najlepszy wybór, co potwierdzają „specjaliści” – zauważa bloger.

Za namową osób z forum internetowego, Sakowski nie zaprzestał więc starań o uzyskanie oczekiwanej diagnozy. Niestety okazało się to niezwykle łatwe. Gotową receptę znów podsunęli internetowi „przyjaciele”.

Na krótko przed osiemnastką poszedłem do pewnej poznańskiej psycholożki. Była znana w środowisku transseksualistów. Polecano ją na forach, oficjalnie rekomendowała ją jako rzetelną ekspertkę fundacja Trans-Fuzja. Zrobiła na mnie wrażenie miłej, mającej poczucie misji. Wyjaśniłem jej, że od kilku lat otrzymuję „na czarno” blokery dojrzewania i hormony, od osoby transseksualnej poznanej w Internecie, oraz że moi rodzice o tym nie wiedzą. Nie zmartwiło jej to, przeciwnie. Wyraziła entuzjazm, że mogłem od tak młodego wieku „być sobą”.

Specjalistka poradziła także nastolatkowi, jak należy zachować się w sądzie, aby uzyskać zgodę na korektę płci w dokumentach.

Dodała, żebym nie mówił o tej diagnozie [poprzedniej, która stwierdzała, że Sakowski nie ma zaburzeń w rozwoju płciowym] w Sądzie podczas procesu, lecz po prostu o tym zapomniał. Powiedziała też, że w razie pytań Sądu powinienem mówić, że chodziłem do niej na wizyty przez dłuższy czas, a nie tylko dwa razy – czyli tak, jak było naprawdę – oraz abym nie mówił, że brałem hormony od Ewy. Zwyczajnie namówiła mnie do kłamstwa – podkreśla mężczyzna.

Na kolejne spotkanie polecana przez fundację Trans-Fuzja psycholog przygotowała opinię psychologiczną zaświadczającą o rzekomym transseksualizmie chłopaka. Podczas wizyty okłamała także jego matkę, która martwiła się o poprawność diagnozy wystawionej tak szybko i to bez testów psychologicznych, że jej syn na pewno jest transseksualny. Podała także odpowiednie kontakty do innych specjalistów, których zaświadczenia były potrzebne w czasie prawnej „zmiany płci”.

Dla tych lekarzy i psychologów, działających w nurcie afirmacji zamiast realnej pomocy, ważniejsze było zrobienie ze mnie transseksualisty, niż moje zdrowie psychiczne i fizyczne, które w tamtych okresie były w coraz gorszym stanie – reasumuje Sakowski.

W praktyce więc rzekomo tak niezbędna dzieciom „transseksualnym” opieka specjalistów polega na kłamstwach, namawianiu do oszukiwania sądów i wpieraniu rodzicom, zamartwiającym się o zdrowie psychiczne swojego dziecka, że „lepiej mieć żywą córkę niż martwego syna”.

Samonapędzająca się karuzela

Jednak jeszcze przed postawieniem diagnozy u Sakowskiego nasilały się problemy emocjonalne, kłopoty z samoakceptacją, które skutecznie podsycali nowi internetowi „przyjaciele” 15-latka. Chłopak odizolował się od rówieśników. Zerwał znajomości z dzieciństwa i nie zawierał nowych, zagłębiając się coraz bardziej tylko w środowisko transseksualistów, którzy utrzymywali go w przekonaniu, że „zmiana płci” rozwiąże jego problemy. Z czasem chłopiec zaczął odczuwać lęk przed wyjściem z domu.

Te problemy były również spowodowane przez skutki uboczne zażywania leków, takie jak nastroje depresyjne. Sakowski podkreśla, że działanie tych środków bardzo utrudnia młodym osobom prawidłowy osąd tego, co tak naprawdę się z nimi dzieje i zaburza możliwość samoczynnego ustąpienia dysforii płciowej.

Kiedy ktoś jest pod ich wpływem i popada w depresję, dużo trudniej jest mu zrozumieć swoje emocje i motywacje i tym samym zahamować proces zmiany płci, obojętnie jak bardzo by był szkodliwy. Dlatego, choć 60-90% osób wyrasta z dysforii płciowej, co potwierdzają liczne badania naukowe, to wśród tych, którzy już zaczęli zażywać leki, odsetek osób, którym dysforia minęła, maleje. Jednak co najmniej u części z nich nie dlatego, że zmiana płci im służy, lecz ponieważ nie są mentalnie w stanie zrozumieć, co się z nimi dzieje i zdecydować się na cofnięcie zmiany płci, gdyż blokery dojrzewania rozregulowują proces dojrzewania mózgu – podkreśla.

Sakowski zaznacza, że procedura „zmiany płci” wywołuje kolejne przykre objawy, które jednak tym bardziej interpretowane są jako przynaglenie do kontynuowania i pogłębiania „terapii”. Jest to więc swego rodzaju samonapędzający się mechanizm, który w miarę postępowania coraz bardziej wciąga dziecko w wir manipulacji.

Przebudzenie

Sakowski opowiada, że gdy zaczynał studia był już po procesie prawnej zmiany płci, a także w wyniku kilkuletniego przyjmowania hormonów wyglądał jak młoda kobieta. Ten czas miał być dla niego nowym etapem w życiu, szybko jednak okazało się, że tranzycja bynajmniej nie zakończyła jego problemów.

To mit, że tranzycja płci „leczy” z depresji, problemów w relacjach społecznych, autyzmu, zaburzeń osobowości typu borderline, nieakceptacji swojej orientacji seksualnej, myśli samobójczych, czy innych kłopotów. Wielokrotnie już spotkałem się z zarzutami o „transfobię”, gdy pisałem, że osoby z dysforią płciową, zwłaszcza młode, powinny iść na psychoterapię, a nie być kierowane na zmianę płci. Natomiast zdaniem psychiatrów i psychologów z coraz bardziej dochodowej branży zmiany płci problemy takich osób są spowodowane niezgodnością płciową/transseksualizmem i odmawianie im tranzycji płciowej jest „transfobią”. Według mnie jest to popychanie osób z poważnymi problemami ze sobą na drogę, która nie tylko nie pomaga, ale wręcz niszczy zdrowie i życie – alarmuje bloger.

Ostatecznym sygnałem do zawrócenia z drogi „zmiany płci” okazała się dla mężczyzny decyzja o rozpoczęciu chirurgicznej transformacji. Pierwszym etapem miała być operacja usunięcia jąder. Jednak zbliżający się termin zabiegu wywoływał stres i pogłębiał wątpliwości. Wciąż jednak na dalszą zmianę naciskał poznany przed laty na internetowym forum transseksualista.

Zbliżający się termin skutecznie zmotywował mnie do odwołania zabiegu. Ewa wyraziła wobec tego dezaprobatę. Chwaliła się też, że jej, przy użyciu jakichś trików administracyjnych, udało się przeprowadzić go na NFZ, poprzez sfabrykowanie diagnozy choroby jąder – wspomina Sakowski.

Decyzja o odwołaniu zabiegu przyniosła Sakowskiemu nieoczekiwaną ulgę. Był to pierwszy sygnał, że „zmiana płci” była błędem.

Uratowałem się dzięki własnemu rozsądkowi, głębokiemu i coraz silniej uświadomionemu poczuciu, że cała idea „zmiany płci” to absurdalny i patologiczny pomysł, a także dzięki wiedzy biologicznej (studiowałem już wówczas biologię) i zdystansowaniu się od Ewy – przyznaje mężczyzna.

Dziś bloger zdaje sobie sprawę, że uległ wielu mechanizmom manipulacji i błędom poznawczym. Przyznaje jednak, że całe środowisko osób transpłciowych może być pełne ludzi, którzy nigdy nie przyznają, że decyzja o tranzycji była błędem, a nawet będą przekonywać innych, że rzeczywiście było to pomocne.

Mogę sobie tylko wyobrazić, jak bardzo cierpią osoby, które zrobiły chirurgiczną operację zmiany płci i wypierają, że to był błąd, aby nie oszaleć z rozpaczy. To tłumaczy również, czemu tak namiętnie atakują ludzi takich jak ja, którym udało się cofnąć zmianę płci. Wstyd przed innymi i wstręt do siebie są w takiej sytuacji ogromne. Doskonale pamiętam, jak bałem się przyznać sam przed sobą, a potem przed innymi, że zmiana płci była błędem. Niektórzy zamiast zaakceptować, że podjęli złą decyzję (lub zostali do niej popchnięci czy zmanipulowani, jak w moim przypadku) i próbować odwrócić jej skutki, będą korzystać z wszelkich możliwych sposobów, aby odwrócić swoją uwagę od tego faktu, tkwiąc w patologicznej sytuacji – zauważa.

Proces detranzycji przyniósł udaną ponowną zmianę płci w dokumentach, a także naprawienie części szkód, jakie wywarło długotrwałe przyjmowanie hormonów. Jednak z niektórymi konsekwencjami mężczyzna będzie musiał mierzyć się już zawsze.

Moja klatka piersiowa do dzisiaj jest przez to trochę zniekształcona, a blizny po operacji [usunięcia piersi] są bolesne. Mam też szerszą, kobiecą miednicę, z którą nic nie jestem w stanie zrobić – wcześnie zażyte blokery i hormony doprowadziły do kobiecej budowy kości – opisuje Sakowski. – Podwyższone ryzyko różnych chorób, osteopenię czy zniekształconą klatkę piersiową będę miał już zawsze. Podobnie jak złe wspomnienia z traumy, którą niewątpliwie jest proces okaleczenia ciała i psychiki, zwany tranzycją płci lub zmianą płci.

Na bazie swoich doświadczeń Sakowski przestrzega, że ideologia trans, która obnosi na swoich sztandarach rzekome ratowanie dzieci, to w rzeczywistości zestawienie technik manipulacyjnych i pseudonauki, wspierane przez rzekomych specjalistów: lekarzy, psychologów i aktywistów. Kłamstwa sączone społeczeństwom przez to środowisko mogą być niezwykle przekonujące, nie zmienia to jednak faktu, że mierzymy się z poważnym problemem, którego sednem jest groźna – zwłaszcza dla młodych osób – manipulacja.

Regularnie natykam się na wypowiedzi, według których osoby po detranzycji nie istnieją, a pisze się o nich (to znaczy o nas, bo również o mnie), aby szczuć na transseksualistów, a jeśli już faktycznie są, to powodem ich powrotu do prawdziwej płci jest nietolerancja społeczeństwa, a nie to, że sam proces zmiany płci był błędem – podkreśla bloger. – W rzeczywistości taka narracja to znany od dawna rodzaj manipulatorskiej socjotechniki, która pod ciężarem dowodów musi upaść.

Bloger ostrzega także rodziców i młodych ludzi, którzy są zewsząd atakowani propagandowym przekazem dotyczącym “zmiany płci”, w którym przedstawia się tę procedurę jako receptę na wszelkie problemy. Sakowski wprost mówi o tym, że obecnie jest szantażowany przez społeczność przychylną ideologii trans. 

Chciałbym aby mój coming-out rozpoczął w Polsce dyskusję na temat nieetycznych praktyk zajmujących się tranzycją płci lekarzy, psychologów, seksuologów, aktywistów i różnej maści internetowych celebrytów zarabiających, lub robiących medialne kariery, na fizycznym i psychicznym okaleczaniu młodych osób – zaznacza mężczyzna. – Po tym, co przeżyłem, żadne zagrywki i manipulacje aktywistów, influencerów i innych tego typu osób, żadne kampanie pseudoinformacyjne przedstawiające transseksualizm i zmianę płci w pozytywnym świetle, nie robią na mnie najmniejszego wrażenia. Kiedy słyszę slogany o „byciu sobą”, „dopasowaniu ciała do płci psychicznej”, „kobiecej duszy w męskim ciele”, które systemowo głoszą transseksualiści, nie tylko nie robi to na mnie najmniejszego wrażenia. Ja właśnie dzięki takim hasłom (…) wiem z kim tak naprawdę mam do czynienia. 

AAG/totylkoteoria.pl

Udostępnij

Spodobał Ci się ten artykuł? Wesprzyj działanie naszego portalu swoim datkiem.

Wybierz kwotę
inna kwota
Wesprzyj portal

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Liczba komentarzy : 0

Polityka prywatności i plików cookies

© Centrum Życia i Rodziny 2023