„Moja córka widziała, jak szlochałam. Powiedziała wtedy: „Mamo! Tatuś nas kocha”. Świadectwo ocalenia małżeństwa Kamili
Małżeńskie szczęście i radość Kamili i jej męża zostały wystawione na próbę. Wzajemną miłość rodziców, przykrytą przez nieporozumienia, kłótnie, wreszcie rozwód i drugie związki widziała córka. „Moja córka widziała, jak szlochałam. Powiedziała wtedy: «Mamo! Tatuś nas kocha». Dzieci widzą dużo” – mówi Kamila.
Małżeństwo oparte o wzajemną miłość, ale budowane na piasku, jak przestrzega Pismo Święte, może się rozsypać. Trudno przetrwać burze, które prędzej lub później pojawiają na tej pięknej i trudnej drodze nie mając silnych fundamentów. Doświadczyła tego Kamila.
Kamila i jej narzeczony pobrali się w 2006 roku.
Szczęście i radość, które mieliśmy wówczas w sercu, były ogromne. W 2007 r. przyszła na świat nasza kochana córka – wspomina.
Jednak w ich małżeństwie brakowało Boga.
Zarabialiśmy pieniądze, wybudowaliśmy skromny, ale ładny domek w pobliżu rodziców mojego męża. Ale nasza miłość bardzo szybko gasła. Brak rozmów i wzajemnego zrozumienia, a w końcu codzienne awantury to była norma w naszym domu. Dla nas Kościół był wtedy zwykłą instytucją, właściwie nie chodziliśmy na Msze św., bo wszyscy, z którymi przebywaliśmy na co dzień, tak robili i wydawało mi się, że to normalna sytuacja – opowiada.
Trudności małżeńskie, wizyty u psychologa, to była codzienność Kamili, która niebawem wyprowadziła się od męża do swoich rodziców. Choć, jak mówi kobieta, nadal kochała męża, to jednak nie podjęła walki o małżeństwo.
Mijały tygodnie, a ja miałam cichą nadzieję, że mój małżonek przyjdzie do mnie, porozmawia, że powie mi: „Kocham cię, wracaj”… Ale nie zrobił tego…Postanowiłam wtedy napisać pozew o rozwód, mając nadzieję, że mój mąż się przez to otrząśnie. Jednak moja nadzieja okazała się płonna… – wyznała.
To sprawiło, że każde z nich poszło swoją drogą i weszło na drogę związków niesakramentalnych.
Przez internet poznałam „cudownego mężczyznę”, który po krótkim czasie okazał się strasznym człowiekiem…Mój mąż związał się także z inną kobietą. Ta sytuacja doprowadziła do wielkiego cierpienia, które sobie sami stworzyliśmy. Postanowiłam wtedy, że już nigdy z nikim się nie zwiążę – opowiada.
Pycha i duma nie pozwoliła obojgu na zejście z tej ścieżki. Cały ten dramat przeżywała córka Kamili i jej męża.
Grzech, który nosiłam wówczas w sercu, był tak wielki, że nie miałam sił do normalnego życia, wszystko oceniałam negatywnie. Pewnego dnia wieczorem zaczęłam modlić się prostymi słowami: „Jezu, ja kocham mojego męża, nie mam sił, już jest za późno, proszę, pomóż mi, bo nie daję rady…”. Moja córka widziała, jak szlochałam. Powiedziała wtedy: „Mamo! Tatuś nas kocha”. Dzieci widzą dużo – wspomina przełomowy moment.
Jak mówi, przypomniała sobie słowa koleżanki, która kiedyś jej powiedziała: „Masz problemy, idź do kościoła. Bóg Ci pomoże”. Teraz te słowa mocno utkwiły w jej pamięci i zwróciła się do Boga i Kościoła, by tam w modlitwie szukać ratunku dla swojej rozbitej rodziny. Po pewnym czasie Bóg przemienił jej serce i serce jej męża.
I tak z tygodnia na tydzień zaczęliśmy znowu być rodziną. Mój mąż wrócił do nas. Gdy widział, że co niedzielę chodzimy z córką do kościoła, ubrał się po prostu i dołączył do nas. Moja radość była tak ogromna, że nie umiem jej opisać. Musimy wiele odbudować i wiele się jeszcze nauczyć. Każdego dnia dziękuję Panu Jezusowi, że uratował moje małżeństwo. To On sprawił, że jesteśmy znowu szczęśliwi – wyznała.
AG/na podstawie świadectwa trwajciewmilosci.pl
Dodaj komentarz