27 kwietnia, 2024
19 lipca, 2023

“Federa” chce dekryminalizacji aborcji. Media na usługach aborcjonistek próbują rozkręcić kolejną “aferę”

(Fot.: fakty.tvn24.pl)

W „Faktach” TVN ukazał się reportaż nt. interwencji krakowskiej policji w jednym ze szpitali po tym, jak zgłosiła się tam kobieta w trakcie aborcji farmakologicznej. Materiał, wyraźnie nakierowany na manipulację emocjami widza, wzbudza jednak wiele wątpliwości. Czy to kolejna próba wykorzystania sytuacji przez środowiska proaborcyjne do wpłynięcia na opinię publiczną?

Wydarzenia z udziałem pani Joanny, bohaterki reportażu wyemitowanego w TVN, miały rozegrać się już trzy miesiące temu. Do mediów trafiają jednak dopiero teraz.

Kobieta, jak twierdzi, zgłosiła się do szpitala po tym, jak zażyła tabletki aborcyjne. Autorzy reportażu podkreślają, że była to dla niej trudna decyzja, bo bardzo pragnęła dziecka. Decydujący wpływ miało tu mieć jej zagrożenie zdrowia. Brak jednak konkretnych informacji, o jakie komplikacje chodzi. Dowiadujemy się natomiast, że po zażyciu tabletek pani Joanna zgłosiła się do szpitala, ponieważ „fizycznie i psychicznie poczuła się źle”.

Rozebrałam się. Nie zdjęłam majtek, ponieważ wciąż jeszcze krwawiłam i było to dla mnie zbyt upokarzające, poniżające, i wtedy właśnie pękłam, wtedy wykrzyczałam im w twarz: „czego wy ode mnie chcecie?” – wspomina kobieta.

W szpitalu oczekiwali już policjanci, wezwani zawczasu po uprzedzającym telefonie do ginekolog prowadzącej ciążę kobiety. Sama pani Joanna przyznaje, że mógł on brzmieć dość dramatycznie, a lekarka prawdopodobnie pomyślała, że kobieta zamierza popełnić samobójstwo. Interwencja policji dotyczyła również prawdopodobnego pomocnictwa w aborcji. Jednak również w tym wypadku stacja TVN usiłuje przedstawić sprawę niejasno.

Policjantom powtarzała, że nikt jej nie pomagał, sama zamówiła tabletki – informuje narrator reportażu.

Media próbują tutaj wykorzystać fakt, że za przeprowadzenie aborcji sama kobieta nie może zostać w Polsce ukarana, można natomiast pociągnąć do odpowiedzialności osoby pomagające jej w tym. Skoro jednak pani Joanna zamówiła tabletki, to o pomocnictwo może być oskarżony ten, od kogo je zamawiała. To sytuacja analogiczna do niedawnego procesu Justyny Wydrzyńskiej z Aborcyjnego Dream Teamu, która za dostarczenie kobiecie tabletek aborcyjnych była sądzona właśnie za pomocnictwo w aborcji.

Podczas szpitalnej interwencji policjanci zarekwirowali kobiecie laptop, na którym mogły znajdować się dowody na przestępstwo. To jednak lekarze z oddziału ratunkowego uznali za kradzież i chcieli wzywać kolejny patrol policji.

Czterech mężczyzn pilnowało jednej przestraszonej kobiety. Utworzyło kordon wokół pacjentki, utrudniało nam to pracę. Oni nie byli w stanie podać, dlaczego ta pacjentka jest przez nich zatrzymywana – relacjonuje lekarz, który zajmował się kobietą.

Ostatecznie pacjentkę przewieziono do innego szpitala, gdzie czekali już kolejni policjanci.

Poproszona o komentarz prawniczka mec. Kamila Ferenc nakręca jeszcze bardziej medialną spiralę emocji.

Można się poczuć jak w państwie policyjnym, jak w państwie totalitarnym, jak w sytuacji kafkowskiej – stwierdza. – Dzisiaj funkcjonariusze publiczni chcą się wykazać przed władzą, że aborcji przeciwdziałają, że aborcję ścigają.

Warto dodać, że Kamila Ferenc współpracuje z Federacją na rzecz kobiet i planowania rodziny, i to z ramienia tej organizacji reprezentuje panią Joannę.

To, co zwraca w materiale TVN największą uwagę, to jego ogromna emocjonalność. Począwszy od słów „Od czasu, gdy pani Joanna płakała w szpitalu, minęły już trzy miesiące”, po wprowadzający atmosferę grozy komentarz prawniczki.

Brak natomiast podstawowych faktów, pozwalających widzowi ocenić sytuację samodzielnie: dlaczego kobieta zażyła tabletki aborcyjne? Mgliste wspomnienie o „zagrożeniu zdrowia” rodzi więcej pytań niż odpowiedzi. Nie dowiadujemy się, w jaki sposób miałoby być zagrożone zdrowie bohaterki. Jeśli jednak nie chodziło o zagrożenie życia (a nic na to nie wskazuje), to należało chyba zgłosić się do lekarza i poddać koniecznemu leczeniu, zamiast usuwać ciążę. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy kobieta tak bardzo – jak twierdzi – marzyła o dziecku.

Trudno także stwierdzić, co sprawiło, że ostatecznie pani Joanna w trakcie aborcji zgłosiła się do szpitala. Uzasadnienie przedstawione w materiale, czyli złe samopoczucie psychiczne i fizyczne, znów niewiele wyjaśnia. Nie ma żadnych danych, które wskazywałyby, że coś przebiegało nieprawidłowo (oprócz samej nieprawidłowości, jaką jest aborcja), można więc przypuszczać, że kobieta w trakcie zabiegu doznała raczej jakiegoś załamania psychicznego.

Dlaczego jednak ta sytuacja w ogóle trafia do mediów? Prawdopodobnie tylko dlatego, że może doskonale posłużyć do podgrzania atmosfery wokół aborcji. Tym razem co prawda nie doszło do śmierci pacjentki ani nawet uszczerbku na zdrowiu, co można by zrzucić na rzekomy „efekt mrożący” dotykający polskich lekarzy po wyroku TK, ale interwencja policji stwarza możliwość nakręcenia narracji o „państwie policyjnym”, które ściga niewinne kobiety. Nikt nawet nie zająknie się, że kobieta nie mogła w tym wypadku zostać ukarana, ale zgodnie z polskim prawem ukarane powinny zostać osoby, które umożliwiły jej aborcję, dystrybuując tabletki.

Cel emisji reportażu staje się jeszcze bardziej jasny po wypowiedzi Federy, która reprezentuje panią Joannę.

Żądamy natychmiastowej dekryminalizacji aborcji. Żądamy, by policja, lekarze i politycy odczepili się raz na zawsze od nas i naszych aborcji – deklaruje organizacja w mediach społecznościowych.

W całym tym emocjonalnym wzmożeniu chodzi więc znów o to samo: wytworzenie emocji społecznych wokół kolejnej podkoloryzowanej “afery”, aby doprowadzić do legalizacji aborcji w ten czy inny sposób. Próba rozhuśtania tego wahadła trwa zresztą nieustannie od wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Aborcjonistki wykorzystują do tego każdą nadarzającą się okazję. Każda śmierć kobiety w wyniku komplikacji ciążowych zostaje rozdmuchana i zmanipulowana do granic. Nie zawahają się nawet przed zwykłym kłamstwem, jak miało to miejsce w sprawie rzekomej 14-latki, której odmówiono aborcji po gwałcie, byle rozgrzać opinię publiczną. Teraz dla odmiany wykorzystają policyjną interwencję o niejasnych okolicznościach, by postulować przynajmniej dekryminalizację (co w praktyce, zwłaszcza w połączeniu z dozwoleniem na aborcję dla ratowania zdrowia psychicznego, oznacza właściwie tyle samo, co legalizacja aborcji na życzenie).

Zamiast „Faktów”, widz TVN kolejny raz dostał raczej emocje i jasny przekaz, jak ma rozumieć sytuację. Odpowiednio niejasne przedstawienie zdarzenia może wspaniale przysłużyć się sprawie, budując obraz złych policjantów na usługach władzy i atmosfery grozy, w której niewinne kobiety są ścigane i przesłuchiwane za ratowanie własnego zdrowia. A w tle jak zawsze organizacje proaborcyjne, wykorzystujące kolejną kobietę do swoich celów. Jedynym niezaprzeczalnym faktem pozostaje chyba tylko śmierć dziecka.

 

Aleksandra Gajek

Źródło: fakty.tvn24.pl, twitter.com

Udostępnij

Spodobał Ci się ten artykuł? Wesprzyj działanie naszego portalu swoim datkiem.

Wybierz kwotę
inna kwota
Wesprzyj portal

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Liczba komentarzy : 0

Polityka prywatności i plików cookies

© Centrum Życia i Rodziny 2023