29 kwietnia, 2024
31 sierpnia, 2023

Czego Jaś się nie nauczy… Jaką przyszłość programujemy dziś dla naszych dzieci – i dla samych siebie?

(fot. Pixabay)

Co najczęściej słyszeli w dzieciństwie od rodziców dzisiejsi trzydziestoparolatkowie? „Ucz się!”, „Jak nie będziesz się uczył, to w przyszłości będziesz…” – i w tym miejscu padało określenie pracy, którą rodzice uważali za wyjątkowo uwłaczającą. Kult nauki pracowitości przyniósł chyba efekty – być może nawet nieco nadmierne. Ale czy to naprawdę najważniejsze, co rodzice mogą przekazać dzieciom? Czego tak naprawdę należałoby nauczyć najmłodszych, by wyrośli na mądrych i szczęśliwych dorosłych?

Wrzesień za pasem, co oznacza, że rodzice dzieci w wieku szkolnym skupiają się w tych dniach na przygotowaniach do nowego roku szkolnego. Podręczniki, zeszyty, akcesoria, nowe piórniki albo tornistry znikają ze sklepowych półek lepiej niż świeże bułeczki. I choć te mniej lub bardziej ekscytujące przygotowania idą pełną parą, to jak zwykle z początkiem roku powraca także pytanie o kondycję systemu szkolnictwa albo w ogóle o sens szkoły takiej, jaką znamy.

Ale wraz z końcem wakacji warto także podjąć szerszą refleksję nad tym, jakie wartości przyświecają nam w wychowaniu i czy to, co wpajamy swoim dzieciom, rzeczywiście jest tak ważne? Czy cechy, które chcemy w nich wykształcić albo postawy, których chcemy nauczyć, faktycznie są tymi, które uczynią ich mądrymi i szczęśliwymi dorosłymi?

I jakich w ogóle dorosłych chcielibyśmy za kilka czy kilkanaście lat zobaczyć?

Społeczeństwo indywidualistów

Hierarchia wartości w wychowaniu zmienia się z biegiem lat i nastawaniem kolejnych pokoleń, a to w jakim kierunku zmierzają te zmiany pokazuje ciekawie szerzej pojęte zmiany społeczne. To, co stało na pierwszym miejscu dla naszych rodziców, niekoniecznie jest dziś równie ważne dla nas jako rodziców.

Badania CBOS-u „Polacy o wychowaniu dzieci” w ciekawej perspektywie pokazują to, jak zmienia się dominujący model wychowania, ale być może pozwalają też nieco lepiej wyobrazić sobie, jak będzie wyglądało społeczeństwo tworzone przez obecne dzieci i młodzież, gdy już dorosną.

W badaniu wykonanym w 2022 roku zapytano respondentów, jakie cechy najchętniej widzieliby u swoich dzieci, gdy te już dorosną. Wyniki porównano także z analogicznymi badaniami sprzed lat.

Wnioski nie powinny dziwić – wszystko wskazuje na to, że rośnie pokolenie indywidualistów.

Współczesnym rodzicom najbardziej zależy na tym, by ich dzieci w przyszłości potrafiły walczyć o swoje sprawy. Tę cechę jako bardzo ważną wskazało prawie dwie trzecie ankietowanych (63%). Podobnie istotne jest dla współczesnych rodziców to, aby ich dzieci w przyszłości miały własne zdanie i nie ulegały innym tyle samo osób (tę cechę wybrało 62% badanych). Na trzecim miejscu, z niewiele mniejszym odsetkiem wskazań (61%) wymieniano dążenie do osiągnięcia własnego szczęścia.

To właściwie gotowy poradnik „Jak wychować małego indywidualistę”. Walka o swoje, własne zdanie i własne szczęście. To dość niepokojący trend, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że już dziś jako społeczeństwo borykamy się ze skutkami fali indywidualizmu. Takie stawiające na piedestale samego siebie, własne potrzeby i dążenia podejście do życia, jak wynika z badań, odpowiada przecież np. za katastrofalnie niską dzietność. Wszystko wskazuje jednak na to, że to dopiero początek, bo prawdziwe rządy indywidualistów dopiero nadchodzą.

Jak wynika z badań rodzice mniej cenią sobie takie cechy jak altruizm (45%), współpraca z innymi (43%) czy nawet zaangażowanie w życie lokalnej społeczności (26%). Nie ma się chyba co dziwić, bo są to cechy, które są mniej ważne dla walczącego o swoje indywidualisty.

Na znaczeniu z biegiem lat straciły również cechy związane z pracą i dobrą pozycją zawodową. W badaniu CBOS 45% rodziców wskazało, że cechą, którą powinny w przyszłości posiadać ich dzieci, jest inicjatywa i przedsiębiorczość. Jeszcze mniej, bo tylko 27% badanych twierdzi, że chcieliby, aby ich dzieci zarabiały dużo pieniędzy. Obie te cechy straciły na wartości w ciągu ostatniej dekady. W badaniu z 2009 roku inicjatywa i przedsiębiorczość miały 56% poparcie, a wysokie zarobki ­– 37%.Warto jednak zaznaczyć, że w innym pytaniu, w którym poproszono badanych o wskazanie maksymalnie pięciu cech, na które powinni zwrócić szczególną uwagę rodzice wychowujący dzieci,  pracowitość wskazało trzy czwarte badanych.

Czy pokolenie wychowane do „wyścigu szczurów” odchodzi już w przeszłość? Chyba nie do końca, ale być może pojawia się promyk nadziei, że pogoń za pieniędzmi ustąpi miejsca racjonalnemu podejściu do pracy.

Bóg do lamusa

Najbardziej gwałtowne zmiany dokonały się jednak w sferze wartości związanych z religią i wpajaniem zasad moralnych. Tu na przestrzeni lat widać duże spadki, a co więcej zwiększa się odsetek osób, które twierdzą, że „w ogóle nie zależy im”, aby ich dzieci posiadały takie cechy.

W najnowszym badaniu dopiero na czwartym miejscu znalazła się cecha, która jeszcze dekadę temu wiodła prym wśród wychowawczych priorytetów polskich rodziców – moralne postępowanie. W 2009 roku wartość tę jako ważną wskazało 64% badanych, teraz zaś 59%. Jeszcze większy spadek zanotowała natomiast religijność: 34% w badaniu sprzed 14 lat, do 24% w 2022 roku. Co więcej, w przypadku tej wartość znacznie zwiększyła się liczba wskazań negatywnych. Aż 30% osób zadeklarowało, że „nie zależałoby im na tym”, by przekazać dzieciom tę cechę (czyli więcej, niż deklarowało, że im na tym zależy), podczas gdy w roku 2009 takie negatywne nastawienie miało 14% osób.

Jeszcze bardziej pesymistyczny obraz pojawia się, gdy aktualne wyniki skonfrontujemy z hierarchią wartości wychowawczych, którą przedstawiali rodzice z początku lat 90’. Na pytanie o to, na co powinni zwrócić szczególną uwagę rodzice wychowujący dzieci, w najnowszych badaniach tylko 16% rodziców odpowiedziało, że na religijność. Trzydzieści lat temu takiej odpowiedzi udzieliło aż 62% respondentów.

Te dane doskonale potwierdzają oczywiście masową laicyzację Polaków. Jak młodzi rodzice mieliby stawiać religijność na wysokiej pozycji wśród swoich wychowawczych dążeń, jeśli sami nie są wierzący, a być może coraz częściej są wręcz zagorzałymi antyklerykałami?

Wartością, która najbardziej na przestrzeni tych lat zyskała w liczbie zwolenników, jest natomiast niezależność. Jeszcze w 1990 roku jako ważną w wychowaniu wskazywało ją tylko 12% badanych, dziś jest to 51%.

Społeczne lustro  

Co więc tak naprawdę mówią o współczesnych dorosłych, o współczesnych rodzicach i wychowawcach te dane? Są swego rodzaju lustrem, w którym idealnie odbijamy się jako społeczeństwo.

Widać tam i odchodzenie od Boga, pustoszenie kościołów, falę antyklerykalizmu i nagonki na katolickie autorytety. Coraz większą modę na niechrzczenie dzieci, „świeckie komunie” i coraz mniejszą liczbę zawieranych małżeństw sakramentalnych. Widać kryzys demograficzny, którego przyczyny ujawniają z kolei inne badania. Polacy nie chcą mieć dzieci, bo te zagroziłyby ich karierze, rozwojowi indywidualnemu i byłyby po prostu zbyt dużą odpowiedzialnością. Jak w lustrze w tych wynikach odbijają się „psiecka” i dążenia do samorozwoju. Widać też rosnącą liczbę „wolnych związków”, plagę rozwodów i kult niezależności opanowujący zwłaszcza młode kobiety. A zaraz z nimi czarne marsze i walkę o „prawa” kobiet.

To wszystko zjawiska napędzane przez takie właśnie wartości: umiejętność walki o swoje sprawy, posiadanie własnego zdanie i dążenie do osiągnięcia własnego szczęścia. Czy nie to słyszymy w standardowym usprawiedliwieniu rozwodników: „ja też mam prawo do szczęścia”? Albo w wulgarnych hasłach wykrzykiwanych na Strajkach Kobiet: „Grzeczne już byłyśmy”?

Takie bowiem będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie, ale i odwrotnie: ta straszna dzisiejsza młodzież jest taka, jak wskazuje jej to wielu współczesnych rodziców (z dodatkowym silnym wsparciem ze strony mediów i antykultury). A czy to dobry prognostyk na przyszłość, kiedy obecne dzieci i młodzież staną się dorosłe i same zaczną budować nasze społeczeństwo?

To, co najważniejsze

Wracając jednak na ziemię z tych nieco mrocznych wizji przyszłości, warto chyba zastanowić się, czy sami przekazujemy dzieciom to, co rzeczywiście jest najważniejsze. A skoro początek roku szkolnego to czas, kiedy naturalnie myślimy nieco więcej o wychowaniu i o tym, kim będą nasze dzieci, kiedy dorosną, to może przy tej okazji sami jako rodzice, dziadkowie czy wychowawcy powinniśmy ułożyć taką listę wychowawczych priorytetów?

Czy pokoleniu rodziców obecnych trzydziestoparolatków udało się dopiąć celu i wychować dzieci na osoby pracowite, robiące karierę, której oni sami być może zrobić nie mogli i żyjących „na poziomie”? Z perspektywy osoby wychowanej w tych wartościach, mogę powiedzieć, że chyba tak. A czasami wydaje się, że w tym wypadku coś poszło aż za dobrze. Dziś dorośli pracują najwięcej w historii (oczywiście, głównie dlatego, że taki jest rynek pracy), na czym niestety cierpią rodziny, a przede wszystkim dzieci rodziców, którzy są zapracowani i wiecznie nieobecni. Można mieć jednak wątpliwości, czy właśnie tego chcieli rodzice pokolenia okolic wyżu demograficznego.

Bo wraz ze wzrostem znaczenia pracy i bogacenia się okazało się również, że młodzi ludzie, którzy stawiają na karierę, znacznie później zawierają związki małżeńskie i później decydują się na dzieci. A to i tak optymistyczny rozwój wypadków – niejednokrotnie przecież dzieci odkładają na „świętego nigdy”, bo rozwój zawodowy i własne aspiracje nie pozwalają na takie przerwy na bycie mamą i tatą. W pogoni za poszerzaniem swoich kwalifikacji zawodowych coraz częściej gubimy też inne ważne umiejętności: budowania relacji, szczęśliwego związku i życia w wiernym i trwałym małżeństwie. A coraz liczniejszą rzeszę rodziców dorosłych już dzieci trapi tylko tęsknota za wnukami.

Zanim więc kolejny raz powtórzymy naszym rozpoczynającym kolejny rok szkolny pociechom wychowawcze hasła w rodzaju „ucz się, ucz, bo nauka to potęgi klucz”, zanim zainwestujemy w kolejne korepetycje, a przede wszystkim zanim kolejny raz stracimy cierpliwość do mało pilnego ucznia, który znów złapał gorszą ocenę albo nie nauczył się na klasówkę, może warto zatrzymać się na chwilę i zastanowić, czego w ten sposób uczymy naszego „Jasia”? Czy to rzeczywiście to, co chcemy, aby w przyszłości umiał „Jan”? I może po takiej chwili zastanowienia, zamiast narzekać, że „zacząłbyś się uczyć, bo nie znajdziesz dobrej pracy”, powiemy: „synku, pamiętaj, najważniejsze, to żebyś był dobrym mężem dla swojej żony i tatą dla swoich dzieci”.

 

Aleksandra Gajek

 

Ważny głos z Watykanu. „Mówmy dzieciom jasno o tym, czym jest małżeństwo!”

Udostępnij

Spodobał Ci się ten artykuł? Wesprzyj działanie naszego portalu swoim datkiem.

Wybierz kwotę
inna kwota
Wesprzyj portal

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Liczba komentarzy : 0

Polityka prywatności i plików cookies

© Centrum Życia i Rodziny 2023