26 kwietnia, 2024
27 grudnia, 2021

Świadectwo byłego abortera: Aborcja ratuje życie kobiet? „Nic nie może być dalsze od prawdy”

(fot. Youtube.com/EWTN Pro Life Weekly Magazine/Anthony Levatino)

Anthony Levatino, ginekolog-położnik, w czasie praktyki lekarskiej przeprowadził 1200 aborcji, ponad 100 dzieci uśmiercił w drugim trymestrze ciąży. Rodzinna tragedia sprawiła, że lekarz dostrzegł w nienarodzonym dziecku istotę ludzką. Dopiero co pochowałem własną córkę, a tu przyszedł do mnie ktoś, oferując pieniądze za zabicie swojego syna albo córki, a ja się zgodziłem”. 

Anthony Levatino był znanym i cenionym lekarzem ginekologiem. Wykonywał też aborcje, mając przekonanie, że pomaga kobietom uporać się z ich „problemem” i wspiera ich prawo do „wyboru”. Poza tym, przeprowadzanie aborcji przynosiło mu duże dochody. Lekarz nie ukrywał, że gratyfikacja finansowa była dla niego ważna. Pewnego dnia, kiedy przeprowadzał aborcję dziecka w drugim trymestrze ciąży, uświadomił sobie, że zabija dzieci. 

Po tych 1200 aborcjach, po ponad 100 późnych aborcjach, naprawdę spojrzałem na ten stos części ciała leżących na stoliku i pierwszy raz w życiu nie widziałem „wspaniałego prawa kobiety do wyboru”, ani tego, jakim byłem wspaniałym lekarzem, by pomóc kobiecie poradzić sobie z „problemem”. Nie widziałem nawet 800 dolarów, które zarobiłem w 15 minut. Zobaczyłem czyjegoś syna albo córkę – wyznał.

Aborcja nie jest humanitarnym zakończeniem życia

Postawa abortera zaczęła się zmieniać, kiedy doświadczył rodzinnej tragedii. Jego 6-letnia córka Heather zginęła w wypadku samochodowym. Dziewczynka bawiła się przed domem i wbiegła pod przejeżdżający samochód. Ojciec podjął reanimację dziecka, ale nie udało się go uratować. Lekarz, po krótkim urlopie, wrócił do pracy i pierwszego dnia na dyżurze przyjął pacjentkę, która miała zaplanowaną aborcję. 

Pojawiłem się w Sali operacyjnej nr 9 w Centrum Medycznym w Albany, jak setki razy przedtem, by dokonać „później” aborcji. Nie było to dla mnie nic wyjątkowego. Miałem inne problemy na głowie. To była dla mnie rutyna, tylko praca. (…) Jest takie narzędzie, kleszcze Shopera (…). Wprowadza się je do środka i wyrywa rękę lub nogę [dziecka]. Robiłem to dużo częściej niż 100 razy. To była rutyna, ale patrzyłem się na tę kończynę. Kiedy przeprowadza się takie aborcje trzeba bardzo dokładnie poukładać części dziecka na stoliku i – choć to makabryczne, ale absolutnie zgodne z rzeczywistością – musisz „poskładać” dziecko z powrotem, by się upewnić, że niczego nie brakuje, że masz dwie ręce, dwie nogi… Jeśli tego nie zrobisz, to twoja pacjentka wróci z infekcją, z krwotokiem lub martwa – czytamy w Miłujcie się!”, gdzie zamieszczono historię byłego abortera.

Anthony zrozumiał, że wielkość dziecka nie ma znaczenia. Zarówno w wypadku większego, bardziej rozwiniętego, jak i w odniesieniu do dziecka zupełnie małego – aborcja zawsze jest takim samym złem.

Dopiero co pochowałem własną córkę, a tu przyszedł do mnie ktoś, oferując pieniądze za zabicie swojego syna albo córki, a ja się zgodziłem – wspomina. 

Aborcja ratuje życie kobiet – „nic nie może być dalsze od prawdy”

Pierwsze wątpliwości dotyczące jego przekonań aborcyjnych pojawiły się u lekarza wówczas, kiedy okazało się, że z żoną nie mogą zostać rodzicami. Małżeństwo zdecydowało się więc na adopcję, ale i tutaj rodzice natknęli się na trudności. Levatino adoptowali dziecko urodzone przez 15-latkę. To był jednak moment, kiedy lekarz zaczął zastanawiać się nad sensem aborcji. Drugim momentem była właśnie śmierć adoptowanej dziewczynki.

Poza tym, na wizytę do gabinetu Levatino przychodziła też pewna kobieta w ciąży, która była zaangażowana w ruch obrony życia. Przyszła matka swoją postawą przypominała mu prawdę o aborcji. Potem lekarz dowiedział się, że obrońcy życia włączyli go do modlitwy o nawrócenie pracowników przemysłu aborcyjnego, czyli objęli go tzw. „adopcją aborcjonisty”.

Levatino, choć był uprzedzony do ruchów obrony życia, z czasem nawiązał z nimi nić porozumienia, a później współpracę. Dziś wykorzystuje swoją wiedzę medyczną, by ratować życie dzieci nienarodzonych i ostrzec przed konsekwencjami aborcji. 

Ciągle się słyszy, że aborcja, a szczególnie „późna” aborcja jest konieczna dla ratowania życia kobiet. Nic nie może być dalsze od prawdy. Pracowałem dziewięć lat w szpitalu zajmującym się ciążami wysokiego ryzyka. Widziałem setki przypadków naprawdę ciężkich powikłań ciąży, rożnych odmian raka, chorób serca, nieuleczalnej cukrzycy, toksemii ciążowej. Przez te dziewięć lat uratowałem setki kobiet, których ciąża wiązała się z zagrożeniem życia. Zrobiłem to, doprowadzając te kobiety do porodu, kończąc ich ciąże porodem – albo przez indukcję, albo poród naturalny, albo cesarskie cięcie. Przez te wszystkie lata liczba dzieci, które musiałem celowo zabić, wynosi zero. Czy wszystkie dzieci przeżyły? Nie, ale wszystkie dostały szansę. Większość przeżyła – wskazywał.

 

AG/Miłujcie się!

Udostępnij

Spodobał Ci się ten artykuł? Wesprzyj działanie naszego portalu swoim datkiem.

Wybierz kwotę
inna kwota
Wesprzyj portal

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Liczba komentarzy : 0

Polityka prywatności i plików cookies

© Centrum Życia i Rodziny 2023