26 kwietnia, 2024
1 lutego, 2023

Sharenting. Duma czy okradanie dziecka z prywatności?

(Fot. Pixabay, zdjęcie ilustracyjne)

„To, co dziś robimy jako dorośli z wizerunkiem dzieci w mediach społecznościowych, jest zaciąganiem kredytu zaufania u młodego pokolenia” – mówi w rozmowie z portalem „Aleteia” medioznawczyni Magdalena Bigaj, założycielka i prezes Fundacji Instytut Cyfrowego Obywatelstwa, ekspert zespołu ds. edukacji Komitetu Dialogu Społecznego Krajowej Izby Gospodarczej.

Rodzice relacjonują w sieci życie dziecka na długo przed jego narodzinami. Zdjęcia z USG, sesje brzuszkowe, a później nierzadko poród na oczach followersów… Nie każdy zdaje sobie sprawę, że pokazywanie życia w sieci niesie bardzo konkretne ryzyka. Zwłaszcza dla najmłodszych.

Sharenting, czyli bezrefleksyjne i nadmierne udostępnianie w internecie, szczególnie w social mediach wizerunku (zdjęć i filmów) dzieci, to zjawisko, które na trwale wpisało się w wirtualny świat wielu rodziców. Jakie mogą być konsekwencje takiej aktywności rodzica w sieci?

“Monetyzacja” rodziny

Już Kodeks Rodzinny i Opiekuńczy stwierdza, że rodzice dysponują prawami dziecka w jego imieniu, ale tylko w granicach jego dobra obecnego lub przyszłego. Wszystkie działania podejmowane w imieniu dziecka należy zatem przemyśleć biorąc pod uwagę przyszłe konsekwencje. Rodzice muszą zadać sobie pytanie, czy zamieszczając w social mediach zdjęcia dziecka rzeczywiście mają na celu dobro (i jakie?) dziecka.

Mnóstwo rodziców buduje swój wizerunek w sieci i zasięgi wykorzystując do tego fotografie dzieci. W ten sposób niejako monetyzują swoją rodzinę.

Choć na Instagramie trzeba oznaczać współpracę reklamową, influencerzy sprytnie ten wymóg obchodzą. Tym łatwiej to zrobić w przypadku dzieci. Ładnie ubrane, bawią się konkretnymi zabawkami. A małym druczkiem czy w komentarzu, podane są konkretne marki.

Dla fanów influencera często nie ma znaczenia, czy zdjęcie z dzieckiem bawiącym się zabawką jest oznaczone jako reklama. Jeśli ufa twórcy, to wierzy, że ten „nie wsadzi mu ściemy”, nawet choćby dostał produkt za darmo. Bo inaczej straci zaufanie followersów i odpłyną. A ci, dla których bycie w social media jest zawodem, nie mogą sobie na to pozwolić – zauważa ekspert.

O ile tradycyjny spot reklamowy jest wyreżyserowany, a współpraca jest ograniczona czasowo i obwarowana umową, u influencerów parentingowych jest inaczej. Zarabianie na dzieciach często polega na relacjonowaniu ich życia na żywo i od czasu do czasu lokowaniu produktu. Aby jednak przyniosło to oczekiwane efekty, trzeba odpowiednio intensywnie relacjonować życie. Zbudować społeczność obserwujących i ich zaangażowanie, czyli skłonić ich do zostawiania komentarzy, reakcji, udostępniania treści.

Instagramowe reklamy z dziećmi pokazują je w domu, ich naturalnym środowisku, intymnej przestrzeni. To całkowite odarcie z prywatności – podkreśla Magdalena Bigaj.

Byleby tylko zaistnieć…

Wstrząsające jest, że rodzice posuwają się nawet do relacjonowania na Instagramie wizyt lekarskich swoich dzieci. Podobne relacje można znaleźć na profilu niejednego lekarza-celebryty. Dotyczy to także zdjęć chwilę po porodzie, z jeszcze nieodciętą pępowiną. I jak wskazuje medioznawczyni:

wcale nie w duchu przywitania małego człowieka. Tylko pochwalenia się przez lekarza JEGO wspaniałą pracą. Dla mnie jest to budowanie swojego wizerunku kosztem dzieci. Bardzo skuteczne, bo jest masa pacjentek, które dadzą się pokroić, żeby ich dziecko pojawiło się na profilu lekarza-celebryty.

Odzieranie dzieci z prywatności może mieć jednak znacznie poważniejsze konsekwencje, o których zdaje się zapominać wielu rodziców.

Łatwa zdobycz dla pedofila

To właśnie zdjęcia zamieszczane w sieci wykorzystywane są przez środowiska pedofilów. W 2015 roku australijski rząd wspólnie z federalną policją zrealizował badanie, które wykazało, że ponad połowa zdjęć w kolekcjach pedofilskich pochodziła z zasobów dobrowolnie umieszczanych przez rodziców. Już niekonieczne było porywanie dziecka, czy robienie mu ukradkiem zdjęć. Wystarczyło skorzystać z zasobów mediów społecznościowych.

W tym obszarze mamy też zjawisko zwane baby role-play. Pedofil wyszukuje rodzica, który często wrzuca zdjęcia dziecka. I kradnie wizerunek dziecka – zaznacza ekspert. – Zakłada mu konto, zmienia imię, nazwisko. I tam dialoguje z gronem pedofilów. Nikt z nas nie chciałby zobaczyć takiej alternatywnej tożsamości naszego dziecka… 

Ostatni problem, wciąż aktualny, to porwania dzieci. Wielu rodziców umieszcza w sieci mnóstwo informacji o dziecku. Z łatwością można ustalić jego imię i nazwisko, adres zamieszkania, przedszkole, do którego chodzi, a nawet datę urodzenia.

Sweet focie i lajki

Warto też zauważyć, że zamieszczanie zdjęć w sieci od małego uczy dzieci porównywania z innymi oraz życia na pokaz. A to może przynosić ból i cierpienie.

Ilu dorosłych wpada w kompleksy, bo porównuje swoje życie do czyjejś wystawki. I sam wypada blado. Wychowujemy nieszczęśliwe pokolenie – stwierdza rozmówczyni portalu Aleteia.

Kilkuletnie dziecko, któremu rodzic zakłada konto w mediach społecznościowych, szynko zyskuje świadomość, że najważniejsze jest to, że trzeba się podobać, imponować innym. Dzieci nie oceniają się w internecie za poglądy, tylko za sweet focie. Dotyczy to zwłaszcza dziewczynek.

Cofamy córki, jeśli nie o wieki, to o całe dziesięciolecia. A potem dziwimy się, że 91 proc. nastolatek poprawia swoją urodę na zdjęciach i zaczynają to robić już w wieku 10 lat.

Ekspert podkreśla, że rodzice powinni być przewodnikami dla dzieci w cyfrowym świecie, ucząc je prawidłowej higieny cyfrowej. Jej podstawowe pięć filarów to: ustalenie granic i kontrola czasu ekranowego, odpowiedzialne zarządzanie treściami w sieci, dbanie o swoje bezpieczeństwo w internecie oraz ochrona swojego zdrowia fizycznego i psychicznego przed negatywnym wpływem urządzeń ekranowych i internetu.

To takie duże kategorie, które musimy wypełnić domowymi zasadami, modyfikowanymi wraz z wiekiem dziecka. Sporo pracy, ale zaniedbania w tej materii mogą zaważyć na całym życiu dziecka. Wbrew pozorom, ważniejsze jednak niż spisanie sztywnych zasad jest bycie blisko dziecka. Więź, otwartość, wychowanie w przekonaniu, że dziecko może przyjść do rodzica ze wszystkim.

Ważne jest także mądre budowanie poczucia wartości dziecka, oparte nie na wyglądzie fizycznym, ale na znacznie trwalszych cechach młodego człowieka. Trzeba wpoić dziecku przekonanie, że jego wartość nie zależy od ilości zebranych lajków, a o akceptacji czy przyjaźni nie świadczy pozostawiony “kciuk w górę”.

MZ/aleteia.org

Media społecznościowe to nie miejsce dla najmłodszych. Ważny postulat naukowców

Udostępnij

Spodobał Ci się ten artykuł? Wesprzyj działanie naszego portalu swoim datkiem.

Wybierz kwotę
inna kwota
Wesprzyj portal

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Liczba komentarzy : 0

Polityka prywatności i plików cookies

© Centrum Życia i Rodziny 2023