29 kwietnia, 2024
13 września, 2023

Nie odpowiada mi banalność życia. I dlatego tam byłam!

(Fot. YouTube.com/Radio Fara/screen shot)

Po co wyruszać o północy, aby dotrzeć na 5.00 do małej podkarpackiej wsi? A później czekać  5 godzin „aż się zacznie”? Mówiąc najprościej, nie wyobrażałam sobie, że tego dnia można być gdzieś indziej i przeżyć to jakoś inaczej.

Piszę oczywiście o moim uczestnictwie w niedzielnych uroczystościach beatyfikacji Rodziny Ulmów: Józefa i Wiktorii, wraz z siedmiorgiem dzieci w tym najmniejszym, którego akcja porodowa rozpoczęła się w chwili męczeńskiej śmierci mamy. Rodziny, której proces beatyfikacyjny rozpoczął się 20 lat temu. Aż w końcu 17 grudnia ub. roku papież Franciszek zatwierdził dekret o ich męczeństwie. A już od lutego, z wielką radością i nadzieją czekaliśmy aż przyjdzie dzień 10 września 2023! Dzień wielkiego błogosławieństwa dla Kościoła i polskiego narodu. Szczęścia, że do chwały ołtarzy wyniesieni zostają wszyscy członkowie rodziny. Łącznie z tym najmniejszym, wokół którego od początku było wiele znaków zapytania, a które w ostatnich dniach przed beatyfikacją – z racji na Notę Dykasterii ds. Kanonizacyjnych – odżyły w nowej odsłonie (o tym dalej).

Odpowiedź ekstremalnej miłości

Eucharystię w języku łacińskim koncelebrowało ok. 1000 księży, 80 biskupów, a uczestniczyło w niej ponad 37 tys. wiernych.

Oczywiście, niejeden może się dziwić: czy koniecznie trzeba być tam, czy nie wystarczy obejrzeć w TVP? Oczywiście, można. I dla wielu jest to jedyna forma uczestnictwa, duchowej łączności w tak podniosłym wydarzeniu. I cieszy fakt, że uroczystość śledziło milion widzów TVP. Ale powiedzmy sobie szczerze: to nigdy nie jest to samo. Kiedy przeżywamy takie chwile we wspólnocie Kościoła i we wspólnocie narodu, ramię w ramię, to łączy nas głębokie świadectwo wiary, solidarności i jedności wokół najcenniejszych wartości. 

I nie chodzi tylko o wymiar zewnętrznych celebracji i inne przeżycia, płytkie i naskórkowe, które szybko przeminą. Nie chodzi o zaliczenie obecności i podbicie frekwencji. Chodzi o to, jaki przekaz płynie dla świata, zwłaszcza dla naszych rodaków rozsianych po całym świecie. 

Tak, to ważne świadectwo wiary i patriotyzmu. To wyraz dumy z polskości i świadomość, jaką siłę stanowimy – jako Kościół i jako naród. Wbrew kpinom i szyderstwom, które narosły także wokół tego wydarzenia. 

To wreszcie oddanie hołdu czci i pamięci męczennikom. To modlitwa za wstawiennictwem nowych Błogosławionych w tak podniosłym dniu, kiedy może nawet bardziej czujemy się Polakami i katolikami. I to dobrze, i takie dni są nam potrzebne! Ale nie można na nich poprzestać. Bo każda beatyfikacja to także bardzo konkretne wezwanie, by tak się jednoczyć nie tylko okazyjnie, ale też wtedy, kiedy tym przesłaniem świętości trzeba zacząć żyć w codzienności, zanieść je do swoich środowisk. Starając się, aby beatyfikacja przyniosła rzeczywiście błogosławione owoce.

Św. Jan Paweł II pisał:

Nadszedł czas, żeby Chrystusowe przesłanie dotarło do wszystkich, zwłaszcza do tych, których człowieczeństwo i godność zdają się zatracać w mysterium iniquitatis. Nadszedł czas, aby orędzie o Bożym miłosierdziu wlało w ludzkie serca nadzieję i stało się zarzewiem nowej cywilizacji — cywilizacji miłości.

Czasy ogromnych zbrodni, ekstremalnej nienawiści dla życia, domagają się odpowiedzi ekstremalnej miłości i poświęcenia. Miłosierni Samarytanie z Markowej zdecydowali się na taką odpowiedź. I w tym duchu , wierni najcenniejszym wartościom, wychowywali także swoje dzieci. Ulmowie pokazali, że odpowiedzią na ekstremalną nienawiść i pogardę jest radykalna miłość bliźniego, przekraczająca zwykły obowiązek, posunięta aż do heroizmu. Nie do pojęcia jest siła misterium iniquitatis – “tajemnicy nieprawości”, która ogarnęła zbrodniarzy II wojny światowej. Ale siła tajemnicy miłości i świętości również przekracza nasze schematy. Świętość jest przekraczaniem schematów. Nie mierzy się jej naszymi ludzkimi, bardzo ograniczonymi kategoriami. Sięga ponad to, co widzialne i wprowadza nas w przestrzeń tajemnicy. Umiejmy ją z pokorą uszanować.

Może to zamieszanie jest po coś?

Wobec dość poważnego dylematu postawiła nas sprawa najmłodszego Ulmy. Narodzony czy nienarodzony? Tak, to ważne pytanie tym bardziej, że narracja w tym temacie zmieniła się zaledwie kilka dni przed beatyfikacją. I chyba ten nagły zwrot wywołał tak wiele nieporozumienia, licznych pytań… Warto zachować ostrożność co do wszelkich spekulacji polityczno-kościelnych. Dobrze jest i warto starać się o poznanie prawdy. Ale mędrkowanie i sianie zamętu – gubi nas i rozprasza siły ducha, którymi w tych dniach powinniśmy promieniować. Tradycja Kościoła i teologia ma odpowiedni grunt, aby do chwały ołtarzy wynieść dziecko nienarodzone – które ma taką samą godność, co dziecko narodzone. Pamiętajmy też, że poruszamy się w rzeczywistości teologii i prawa kanonizacyjnego, które posługuje się i wypracowuje określone formuły, dość precyzyjne, na co trzeba też czasu. Bądźmy trzeźwi i czujni, ale i spokojni. Bo nawet jeśli czynnik ludzkich lęków czy zaniedbań próbuje stanąć na przeszkodzie, Pan Bóg nie pozwoli pokrzyżować sobie planów.

A może to zamieszanie też było po coś? Może będzie to szczególny asumpt do tego, aby skierować jeszcze bardziej wzrok na rolę dzieci nienarodzonych, na ich godność i świętość? Ale i na bestialstwo wciąż dokonywanych mordów prenatalnych? Może wyrwie nas z apatii i poczucia bezradności, w które często popadamy w dziele obrony życia? Począwszy od naszych oddolnych działań aż po szczyty władzy państwa i Kościoła. Zobaczmy, dziecko zaczyna rodzić się w chwili śmierci matki. To w nim szczególnie spotyka się życie i śmierć. Nowy początek, który od razu staje się końcem… ale tylko pozornym końcem. Zrobiło pierwszy krok na ziemi, aby już drugi postawić w niebie… Świadomość tego, co się wydarzyło, nie pozwala przejść obojętnie. Porusza i poruszać będzie. Pozostawiając oczywiste przesłanie, także z punktu widzenia obrony życia i rodziny.

A od nas zależy, na ile i w jakich działaniach będziemy inspirować się przykładem Rodziny Ulmów. Ta beatyfikacja, jak podkreślał abp Adam Szal, jest „opatrznościowym znakiem czasu i wezwaniem do głębokiej troski o wychowanie następnych pokoleń”. Ulmowie pomimo wielu trudności i przeciwności obdarzali się miłością małżeńską i rodzicielską. Bo – jak powiedział kard. Robert Sarah, pamiętali, że:

Rodzina jest największym skarbem, jaki Bóg podarował człowiekowi. 

Miłość Boga i miłość, której doświadczali w rodzinie, była dla nich źródłem inspiracji, dlatego też:

Podejmowali wspólną pracę dla dobra rodziny społeczności lokalnej. Siłę i męstwo w trudnych chwilach i wyborach czerpali z nauki ewangelii i życia sakramentalnego – mówił abp Adam Szal.

Można wiele, mając tak niewiele

Spójrzmy na historię Ulmów nie od końca, lecz na piękno i świętość ich codziennego życia małżeńskiego i rodzinnego. To kolejna iskra z Polski, którą niosą Ulmowie – przesłanie o obronie życia, o godności i świętości małżeństwa i rodziny zbudowanej na mocnych fundamentach wiary i miłości chrześcijańskiej. 

Ta beatyfikacja to dla nas zadanie i wezwanie.  Czy na nie odpowiemy? Czy po kilku tygodniach rozpalonych emocji i zachwytu, zawiesimy sobie ładny obrazek, postawimy na półce kilka publikacji, a później znów zaczniemy utyskiwać na codzienność, w której nic nie da się zmienić, bo politycy, bo lobby takich czy innych środowisk, bo brakuje nam środków do działania…? Ulmowie mieli niewiele. Żyli w okrutnych czasach dla ludzi, którzy pragnęli pozostać wierni wartościom ewangelicznym. I mimo tych wszystkich przeciwności pokazali, jak wiele można zrobić mając niewiele. Jak wiele można dać z siebie, przekraczając siebie. Pan Bóg pozwolił na tę beatyfikację po coś, pobłogosławił nam i z pewnością liczy na naszą odpowiedź na tę łaskę.

W czasach, gdy (anty)cywilizacja zachodnia walczy z życiem poczętym, z małżeństwem i rodziną, prośmy nowych Błogosławionych, by orędując za nami pomagali nam zrozumieć rolę i misję rodziny we współczesnym świecie; by ziarno ich życia, które już przyniosło plon świętości, pociągało nas do odpowiedzialnego podejmowania obowiązków naszego stanu, powołania, w określonych uwarunkowaniach miejsca i czasu, z ofiarną hojnością. 

Jestem dumna z naszych rodaków. Jestem dumna z ich wierności powołaniu, która doprowadziła ich na szczyty świętości. I chciałabym, aby mnie i wszystkich Polaków, katolików, przyład rodziny Ulmów uczył bycia bardziej człowiekiem, na miarę Bożego powołania a nie banalnego wegetowania. Jak pisał papież Benedykt XVI:

Prawdziwemu człowieczeństwu nie odpowiada banalność życia, które sobie po prostu płynie. Tak jak i nie odpowiada mu nastawienie na wygodę jako lepszy sposób życia, na dobre samopoczucie jako jedyną treść pojęcia szczęścia. Trzeba dostrzegać konieczność postawienia wyższych wymagań byciu człowiekiem i dopiero przez to właśnie otwiera się droga do większego szczęścia; że to bycie człowiekiem jest jak chodzenie po górach, w których zdarzają się trudne wspinaczki. Dopiero dzięki nim jednak udaje się nam dotrzeć tak wysoko, że możemy doświadczyć piękna bycia.

Błogosławiona Rodzina Ulmów, rodzino, która dotarłaś już wysoko, módl się za nami!

Monika M. Zając

Udostępnij

Spodobał Ci się ten artykuł? Wesprzyj działanie naszego portalu swoim datkiem.

Wybierz kwotę
inna kwota
Wesprzyj portal

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Liczba komentarzy : 0

Polityka prywatności i plików cookies

© Centrum Życia i Rodziny 2023