28 kwietnia, 2024
18 lipca, 2023

„Jestem matką siedmiorga dzieci”. Uleczenie zranień po aborcji jest możliwe!

(Fot.: unsplash.com/Thomas Vitali/Zdjęcie ilustracyjne)

Dla matki zabicie własnego dziecka to ogromne cierpienie. Najczęściej wyparte i ukryte, często dające o sobie znać w postaci chorób i problemów psychicznych. Świadectwo pani Wiesławy, która przez aborcję straciła czworo dzieci, dowodzi, że Boże miłosierdzie nie ma granic i potrafi zaleczyć nawet najgłębsze zranienia duszy.

Współczesna narracja na temat aborcji, krzykliwie lansowana przez środowiska proaborcyjne, nie pozostawia miejsca na wątpliwości. Aborcja to dobro, wolność i prawo kobiety, a każdy powód jest dobry, aby ją wykonać. Motywacji kobiet nie można nie tylko krytykować, ale nawet poddawać w najmniejszą choćby wątpliwość.

To jednak nie przesłoni prawdy o tym, że aborcja jest głębokim zranieniem, które – nawet jeśli ukryte na długi czas – odzywa się w często nieoczekiwany sposób: poprzez choroby, problemy psychiczne, kłopoty z budowaniem relacji.

Świadectwem tego, jak ogromną, niezagojoną ranę pozostawia aborcja, są historie wielu kobiet, matek, które odpowiadają za śmierć swoich nienarodzonych dzieci. Jednocześnie często są one także dowodem na to, że rany te można zaleczyć, a po aborcji odzyskać spokój ducha.

Historia pani Wiesławy zaczęła się ponad trzydzieści lat temu, gdy jako młoda kobieta podjęła kilkakrotnie tragiczną decyzję o aborcji.

Jestem matką siedmiorga dzieci. Troje urodziłam, a dla czworga stałam się miejscem śmierci… Chociaż wydarzyło się to dawno, bo ponad trzydzieści lat temu, i przygotowując się do Pierwszej Komunii Świętej najstarszego syna, byłam u spowiedzi i otrzymałam rozgrzeszenie, poranienie pozostało – mówi kobieta.

Przez wiele kolejnych lat pani Wiesława ukrywała swoje problemy, które w końcu zaczęły dawać o sobie znać. Kobieta zachorowała na depresję, której leczenie trwało ponad 10 lat. Lekarze nie byli w stanie znaleźć źródeł choroby, a terapia nie pomagała. Wszelkie przeżycia związane z aborcją pani Wiesława ukrywała i nie dopuszczała trudnych emocji do głosu.

To moje „zapomnienie” polegało tylko na tym, że nigdy i z nikim nie mówiłam o przerywaniu ciąży – wspomina. – Gdy słyszałam, jak inni poruszali ten temat, byłam pełna niepokoju, smutku i bólu.

Załamało się także życie duchowe kobiety, która żyła w utajonym strachu przed Bogiem. W modlitwie zwracała się tylko ku Maryi, której powierzała swoje problemy, czując, że znajdzie Jej zrozumienie jako kobiety i Matki.

Droga uzdrowienia rozpoczęła się od wizyty w księgarni katolickiej i zakupu Dzienniczka siostry Faustyny. Ta lektura stopniowo wprowadziła panią Wiesławę w modlitwę Koronką do miłosierdzia Bożego. Kobieta wynotowywała także słowa Pana Jezusa, kierowane do św. Siostry Faustyny, a szczególne znaczenie miał dla niej fragment:

Napisz dla dusz strapionych: Gdy dusza ujrzy i pozna ciężkość swych grzechów, gdy się odsłoni przed oczyma jej duszy cała przepaść nędzy, w jakiej się pogrążyła, niech nie rozpacza, ale z ufnością niech się rzuci w ramiona mojego miłosierdzia, jak dziecko w objęcia ukochanej matki. 

Kolejnym krokiem był udział w rekolekcjach i ponowne przystąpienie do spowiedzi. Wówczas pani Wiesława otrzymała łaskę uwolnienia od skutków grzechu. Ciężar, który przytłaczał kobietę przez lata po przeprowadzonych aborcjach, opadł, przyszło także zrozumienie przyczyn trapiącej ją depresji.

Zachwyciło mnie nieskończone, przebaczające Boże Miłosierdzie, którego przez tyle lat nie rozumiałam. Wreszcie wybaczyłam również sobie… – opowiada pani Wiesława.

Uzdrowienie z depresji i dalsze otwieranie się na działanie łaski następowało dzięki spotkaniom w grupie modlitewnej, a także kierownictwu duchowemu. W 2000 roku pani Wiesława postanowiła podjąć pokutę. To wówczas otworzyła się także na pamięć o swoich nienarodzonych dzieciach.

(…) o swoich dzieciach, którym nie dałam żyć, myślałam coraz częściej i dziwna tęsknota trwała… – wspomina.

W czasie przeżywania pokuty pani Wiesława podjęła adopcję duchową, którą nazwała „Poczęcie miłości”. Codzienna modlitwa pomogła jej pokochać nienarodzone dzieci. Kobieta śledziła również rozwój dziecka poczętego, każdego dnia rozważając ten proces, któremu nie pozwoliła się dokonać.

Zachwyciłam się cudem i pięknem rozwoju nowego życia, ale w tym też czasie odczuwałam ból, który nazwałam „bólem prawdy o sobie” – relacjonuje pani Wiesława. – Był mi on potrzebny, bo uczył mnie miłości.

Początkowo żal za grzechy i poczucie straty były tak silne, że matka nie potrafiła zwracać się bezpośrednio do swoich zmarłych dzieci, modliła się więc przez wstawiennictwo Matki Bożej, prosząc Ją, aby przekazywała im miłość. Stopniowo i to jednak się zmieniło. Pod koniec siódmego miesiąca duchowej adopcji pani Wiesława zapragnęła nadać imiona zmarłym dzieciom. Problemem było jednak to, że nigdy nie zdążyła nawet poznać ich płci.

Rozwiązanie przyszło już następnego dnia. W czasie rozważania Pisma Świętego kobieta trafiła na fragment Księgi Daniela, gdzie była mowa o czterech synach, którym nadzorca dworski nadał imiona. Pani Wiesława zrozumiała, że są to słowa skierowane do niej.

Tego dnia w kościele Polskiej Misji Katolickiej w Ludwigsburgu, gdzie wówczas mieszkała, odprawiono Mszę świętą w intencji jej dzieci. Pani Wiesława zaprosiła na nią swoją rodzinę i przyjaciół, by wspólnie dziękować Bogu za dar życia czwórki swoich dzieci.

Moje dzieci żyją, spotkam je, są osobami zmarłymi, a więc potrzebna jest Msza św. – tak czułam. Potem w kapliczce maryjnej, gdzie modliłam się w czasie pokuty, odbyło się nadanie imion moim dzieciom.

Swoim czterem synom kobieta nadała imiona Ewangelistów: Mateusz, Marek, Łukasz i Jan.

Korzystając z własnych tragicznych doświadczeń, pani Wiesława oddaje się teraz służbie życiu. Propaguje dzieło duchowej adopcji, a także opowiada o swojej drodze od aborcji aż czwórki dzieci, do duchowego uzdrowienia ze zranień. W swojej służbie, jak twierdzi, niejednokrotnie doświadczyła już owoców „przebudzenia”, jakie swoją historią wywołuje u innych.

Cierpienie po grzechu przeciw życiu jest wielkie: wszyscy doradcy, współuczestnicy tego grzechu odchodzą, a matka zostaje sama z tym bólem do końca życia – przestrzega pani Wiesława. – O aborcji nie da się zapomnieć, ale – jest Jezus i Jego Miłosierdzie i Miłość. „Ku wolności wyswobodził nas Chrystus” – Jemu więc oddałam pod krzyżem wszystkie skutki swoich grzechów.

 

AAG/trwajciewmilosci.pl

 

Duchowa Adopcja Dziecka Poczętego. „Żeby Bóg mógł dać siłę dziewczynom, które tego potrzebują, żeby tej aborcji nie dokonać”

Udostępnij

Spodobał Ci się ten artykuł? Wesprzyj działanie naszego portalu swoim datkiem.

Wybierz kwotę
inna kwota
Wesprzyj portal

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Liczba komentarzy : 0

Polityka prywatności i plików cookies

© Centrum Życia i Rodziny 2023