28 kwietnia, 2024
17 października, 2023

Świadectwo Magdy, która przeszła tranzycję: „Płeć jest w genach, a nie w wyobrażeniach o sobie”

(fot. arch. Magdaleny, autorka świadectwa)

Magdalena podzieliła się z nami doświadczeniem tzw. „zmiany płci”. Czy ta przemiana przyniosła jej szczęście? Co sprawiło, że uświadomiła sobie okrucieństwo procedury i krzywdę, jaką wyrządza się młodemu człowiekowi? W rozmowie z Marsz.info Magda opowiada o konsekwencjach tranzycji, ale także o nadziei i pięknie powrotu do prawdziwego życia.

Magdo, dziękuję, że zgodziłaś się podzielić swoim doświadczeniem. Przeszłaś tranzycję i detranzycję. O swoich doświadczeniach mówisz spokojnie, choć niewiele osób chce wracać do przeszłości. Co daje Ci siłę do stawiania czoła i rzeczywistości, i przeszłości?

Odbudowywanie życia może być fascynujące i pełne nadziei. Straciłam wiele lat i teraz chcę dobrze wykorzystać czas. Mam zapał do robienia mnóstwa interesujących rzeczy, które kiedyś robiłam i lubiłam. Wsparciem jest dla mnie wiara i koncentrowanie sił na wyznaczonych celach.

Kiedy odrzuciłam testosteron, powróciły moje emocje i uczucia. Znów jestem w stanie cieszyć się, płakać, jestem bardziej empatyczna. Mogę nawiązywać szczere relacje. Nie muszę zastanawiać się, jakie wymyślić kłamstwo, ale po prostu mówię prawdę o sobie. Fizycznie czuję się dobrze, choć czasem towarzyszy mi poczucie głębokiego żalu.

W powrocie do mojego życia pomogło mi przeglądanie fotografii i nagrań z przeszłości. Czułam, że na nowo łączę się z prawdziwą ja, z tą dziewczyną, którą kiedyś zostawiłam, od której chciałam się odciąć. To bardzo uwalniające doświadczenie.

Co skłoniło Cię do tego, by podzielić się swoją historią?

W pewnym momencie zorientowałam się, że środowisko, które zachęca do tranzycji jest zakłamane, eliminuje ze swoich kręgów informacje o prawdziwych konsekwencjach „zabiegów”, a także usuwa świadectwa osób, które żałują tzw. zmiany płci.

W czasie tzw. pandemii zauważyłam, że wiele informacji było cenzurowanych. Śledziłam internet i byłam w grupie wsparcia dla osób transpłciowych, by sprawdzić, czy jest tam obecny temat detranzycji i żalu po okaleczeniu. Zauważyłam, że narracja trans bardzo ewoluowała i w ostatnich latach pojawiały się m.in. twierdzenia, że do tranzycji wystarczy to, by dana osoba poczuła satysfakcję, jeśli zostanie pomylona z płcią przeciwną. Wskazywano, że nie trzeba przechodzić wszystkich „terapii”, ale można spróbować np. przyjąć nowe zaimki, nową tożsamość lub zacząć zażywać hormony płci przeciwnej. Tym, którzy mieli wątpliwości, czy są transpłciowi, sugerowano wizytę u lekarza, który nie zakwestionuje potrzeby tranzycji. Uświadomiłam sobie, że nie można milczeć, bo kłamstwa o rodzeniu się ludzi w złych ciałach i o możliwości zmiany płci poprzez eksperymenty z hormonami i makabryczne zabiegi chirurgiczne rujnują ludziom życie. 

Czułam żal i gniew wobec środowiska medycznego, które powinno pomagać, a nie szkodzić. Wiele osób, tak jak ja, żałuje, że poddało się tej procedurze. Mają jednak trudności z przyznaniem się do tego przed innymi, bo wcześniej bardzo wierzyli w słuszność swoich decyzji i zażarcie walczyli z każdym, kto ośmielił się je zakwestionować. Co gorsza specjaliści, których misją jest ochrona zdrowia, wzmacniali ich destrukcyjne żądania. Przyznanie się do poddania się okaleczeniu wiąże się z ogromnym wstydem, ale później czuję się ulgę, odzyskuje swoją prawdziwą tożsamość i życie bez maski. Warto zaznaczyć, że radykalne zakwestionowanie tranzycji oznacza odrzucenie ze strony środowiska trans. Osoby dokonujące detranzycji są wykluczane ze społeczności, by nie było o nich informacji. Środowisko, które na sztandarach ma hasła tolerancji i akceptacji, odmawia jej ludziom, którzy zaświadczają, że społeczne i medyczne upodabnianie się do płci przeciwnej rujnowało im życie. 

Uważam, że wiele osób pragnie pełnej detranzycji, ale obawiają się jej podjąć, ponieważ po powrocie do prawdy będą musiały ponownie zmierzyć się z dawnymi problemami, ze wstydem przed bliskimi i przed znajomymi, z tymi, z którymi wcześniej zażarcie walczyły lub odgrywały rolę. Muszą też zmierzyć się z ostracyzmem ze strony środowisk transowych. Niektórzy chcą odzyskać swoją prawdziwą tożsamość ze wszystkimi jej aspektami, także z tym, że były „chłopczycami”, ale nie chcą być przez to stygmatyzowane.

Dlaczego poddałaś się tej procedurze?

Byłam normalną nastolatką. Kiedy chodziłam do liceum, w mojej rodzinie pojawiły się problemy. Do naszego mieszkania wprowadził się partner mojej starszej siostry. Nie starał się znaleźć oddzielnego mieszkania i nie angażował się w pomoc rodzinie. Pojawiały się kłótnie i konflikty. Kiedy urodziło się im dziecko, sytuacja stała się jeszcze trudniejsza. Mama całą uwagę skupiała na zajmowaniu się domem i na pomocy w opiece nad wnukiem. Bardzo przeszkadzały mi konflikty i nerwowa atmosfera w domu.

Po ukończeniu liceum poszłam na studia, gdzie czułam się dobrze, ale w domu moje spokojne życie legło w gruzach. Zupełnie nie mogłam odnaleźć się w nowej rzeczywistości i nie chciałam mieć z nią nic wspólnego. Sytuacja w domu była napięta i wpływała negatywnie także na pozostałych członków rodziny. Moi rodzice widzieli, że nie jest najlepiej, ale też nie wiedzieli, jak znaleźć rozwiązanie dobre dla wszystkich.

Ja natomiast poszukiwałam środowiska, w którym znalazłabym wsparcie i mogłabym odciąć się od domowych problemów. Czułam, że rodzina mi nie pomoże, skoro dotąd nic się nie zmieniło. Nasze relacje rodzinne wciąż były napięte, nie czułam się w domu szczęśliwa ani dostatecznie dostrzegana. Poza tym, brakowało mi bliskości i więzi z rodzicami, którymi cieszyłam się we wcześniejszych latach, więc zaczęłam szukać swojego miejsca i znalazłam je w złym środowisku.

Wtedy też obcy człowiek uwięził mnie w mieszkaniu i przez całą noc i część następnego dnia wykorzystywał seksualnie. Udało mi się stamtąd uciec. Jednak bardzo wstydziłam się, że dałam się zmanipulować i zamknąć. Nikomu nie powiedziałam o tym traumatycznym doświadczeniu – ani rodzicom, ani policji, która przesłuchiwała mnie tuż po ucieczce z miejsca, gdzie stałam się ofiarą. zgłosiłam uwięzienie, ale o wykorzystaniu seksualnym nie byłam wówczas w stanie opowiadać.

Ta tragedia wzmocniła we mnie kumulowany przez lata żal, że kobiety są traktowane jak obiekty seksualne. Po tym zdarzeniu wycofałam się z życia społecznego i zaczęłam spędzać więcej czasu w Internecie – i z ciekawości, i z poczucia beznadziei.

To w Internecie poznałaś społeczność osób transseksualnych?

Nie myślałam wówczas o transseksualizmie. Po prostu szukałam innych dziewcząt, na które też spoglądano przez pryzmat atrakcyjności seksualnej, a nie talentów, wiedzy i kompetencji. Znalazłam tzw. niebieskie forum, na które zarejestrowałam się z ciekawości. Kiedy tam trafiłam, poczułam, że jest miła atmosfera. Bardzo szybko nawiązałam kontakty z ludźmi i z zainteresowaniem czytałam ich wpisy, gdzie opowiadali o swoich doświadczeniach. Przyjmowali hormony płci przeciwnej, pozytywnie wypowiadali się też o tranzycji i wówczas wydawało się, że są zadowoleni ze swojego życia.

Czy ktoś pytał Cię, dlaczego dołączyłaś do tego forum?

Nie padło pytanie o powód mojej obecności na forum ani o moje problemy. Nikt też nikogo do niczego nie zmuszał, ale kiedy ktoś już tam się przyłączył, to przesiąkał narracją trans. Bardzo często powoływano się na lekarzy i na „naukę”. Twierdzono, że choć zjawisko transseksualizmu nie jest jeszcze w pełni zbadane, to wiele wskazuje na to, że jest ono wrodzone. Każda sytuacja, w której dziewczyna zazdrościła czegoś chłopakom, mogła być przesłanką transseksualizmu i umożliwienia „tranzycji”.

A Ty lubiłaś przebywać z chłopakami?

Byłam gotowa uwierzyć, że jestem transseksualna, bo miałam pewne cechy bardziej typowe dla chłopców. Od dziecka interesowały mnie komputery i elektronika. Dobrze przyswajałam wiedzę. W szkole podstawowej dobrze czułam się w środowisku chłopaków, choć nigdy nie stroniłam od dziewczęcych ubrań – wręcz przeciwnie, bardzo je lubiłam. Nie przepadałam tylko za dziewczynkami „księżniczkami”. Z kolei w liceum nie mogłam znaleźć wspólnego języka z rówieśnikami, ale z zupełnie innych przyczyn. Wydawało mi się, że są oni mniej dojrzali, dlatego szukałam koleżanek i kolegów o dwa, trzy lata starszych ode mnie. Te trudności w relacjach w szkole też były uważane za przejaw transseksualizmu. Na forum twierdzono, że dyskomfort w rozmowach z rówieśnikami może być wynikiem posiadania męskiej tożsamości, którą wypieram, albo której sobie nie uświadamiam. Był to absurd, jednak wtedy chłonęłam tę wiedzę z zaciekawieniem i bez refleksji. Byłam w stanie uwierzyć, że jestem jedną z 30 tys. dziewczynek, które rodzą się transseksualne. Myślałam wówczas, że to fenomen.

Jak szybko przeszłaś tranzycję?

Wszystko odbywało się stopniowo na przestrzeni kilkunastu miesięcy, bo nie planowałam tranzycji medycznej. Nie myślałam też jeszcze o przyjmowaniu hormonów. Chciałam tylko wyglądać jak mężczyzna, dlatego najpierw bardzo krótko obcięłam włosy. Wtedy odbierano mnie już nie jako kobietę, ale jako chłopca. Na początku podobało mi się to, że nie jestem postrzegana przez pryzmat swojej urody i seksualności. Czułam się bezpieczniej. Potem stało się to niekomfortowe, ponieważ byłam dorosłą kobietą, a nie nastolatkiem. Niestety wtedy w tej nowej masce mężczyzny odnalazłam komfort, dlatego pomyślałam o suplementacji testosteronu. Potrzebowałam tylko recepty, a do tego konieczne było uzyskanie zaświadczenia o transseksualizmie od psychiatry, psychologa i seksuologa.

Magdo, w jaki sposób przebiegały te wizyty lekarskie?

Spotkanie z psychiatrą trwało blisko godzinę. Ten człowiek nie próbował nawet dociekać przyczyn mojej niechęci do płci. Nie próbował pytać o moją sytuację rodzinną, o przeszłość. Nie oczekiwał też żadnego zwierzenia się z relacji z rówieśnikami. Wystarczyła mu moja deklaracja, w której stwierdziłam, że „od dziecka czułam się chłopakiem”. To były frazesy, które powielała znaczna część osób w grupie trans – czyste kłamstwo, które miało upraszczać rzekomo żmudny proces uzyskania zaświadczenia. Byłam również na wizycie u polecanego przez środowisko seksuologa, później u kolejnego. Moje rozmowy bardziej przypominały formalność niż eksplorowanie psychiki i poszukiwanie źródła problemów. Później były jeszcze trzy wizyty u psychologa, gdzie przeszłam testy osobowości i otrzymałam opinię, ale sformułowania w niej użyte wskazują, że była ona pisana konkretnie pod diagnozę transseksualizmu” i tranzycję prawną.

Czy powiedziałaś o tym rodzicom? Jaka była ich reakcja?

Rodzicom powiedziałam dopiero wtedy, gdy planowałam przejść tranzycję medyczną. Mojej mamie udało się dowiedzieć, kto wydał mi zaświadczenie. Poszła do tego lekarza i opowiedziała mu o swoich wątpliwościach, gdyż zauważyła, że moja niechęć do płci pojawiła się nagle i niedawno. Wspominała też o naszych problemach, o przerwaniu studiów, zmianie środowiska. Niestety nie zrobiło to na nim wrażenia. Kiedy mama chciała dowiedzieć się, w jaki sposób rozpoznaje się transseksualizm, otrzymała jedynie odpowiedź, że jego objawem jest poczucie nieszczęścia.

Ja z kolei chciałam rozpocząć nowy etap i odciąć się od starego życia, zamaskowując złe doświadczenia. Kiedy przyjmuje się tę nową fałszywą rolę, to czuje się potrzebę zerwania relacji z rodziną oraz ze znajomymi, którzy nie spełniają żądań, nie zwracają się do nas nowym imieniem, zaimkami, co tym samym może zburzyć fałszywy wizerunek. Dziś rozumiem, że to dlatego wielu ludzi w trakcie „leczenia” transseksualizmu u specjalistów przychylnie patrzących na transseksualizm odcina się od rodziny. Są przekonani, że pomagają sobie, że otwierają nową kartę, ale tak naprawdę odbierają prawo głosu trzeźwo patrzącym na nich bliskim i odrzucają szansę na rozwiązanie swoich problemów. Tak zwana tranzycja ich nie rozwiąże.

Jakie konsekwencje zdrowotne niesie tzw. zmiana płci? Zażywanie hormonów i ingerencje chirurgiczne, które doprowadzają do tak poważnych zmian w ciele człowieka, nie są obojętne dla organizmu.

Ci, którzy poddali się tzw. tranzycji, czyli okaleczeniu, bardzo często cierpią na chroniczne bóle fantomowe, dlatego są uzależnieni nie tylko od hormonów, ale i od leków przeciwbólowych. Częściej chodzą na kontrole lekarskie, na kolejne tzw. zabiegi poprawkowe. Ci, którzy przeszli wszystkie interwencje cierpią na regularne infekcje układu moczowego.

Jeśli estrogen podaje się chłopcom we wczesnym wieku, to wystąpią u nich między innymi nieodwracalne zmiany w budowie szkieletu. Blokery i hormony zaburzają też prawidłowy rozwój pozostałych funkcji organizmu. U mężczyzn wśród powikłań po przyjmowaniu estrogenu mogą pojawić się bezpłodność, osteoporoza, zmiany nastroju czy depresja. Młody człowiek będący w środowisku transseksualnym często się tym w ogóle nie przejmuje, bo jest skupiony na realizacji celu – afirmowaniu nowej roli.

U kobiet, które przez dłuższy czas biorą testosteron, odnotowuje się wyższy odsetek chorób układu krążenia. Organizm kobiety nie jest zaprogramowany do otrzymywania dawek syntetycznego testosteronu – tak samo jak organizm mężczyzny do przyjmowania estrogenów. W wyniku zażywania hormonów może dojść do zaniku narządów rodnych, dolegliwości zespołu policystycznych jajników (PCOS), atrofii pochwy i łysienia androgenowego. Mogą pojawić się objawy menopauzy, m.in. uderzenia gorąca. Ponadto u kobiet pojawiają się również problemy w sferze psychicznej, w tym wahania nastrojów. 

Warto podkreślić, że nawet po odstawieniu hormonów przez kobiety objawy przypominające te w PCOS trwają, a na ciele nadal pojawia się nadmierne owłosienie. Niektóre z kobiet, które znam, mają guzy na narządach, co jest efektem ekspozycji na wysokie dawki testosteronu. Ich lekarze nie wiążą jednak tych dwóch kwestii. Poza tym, dziewczyny, które już nie biorą hormonów, mogą mieć trudności z zajściem w ciążę. Większość z nich poddała się mastektomii, więc nawet jeżeli urodzą dzieci, to nie będą mogły ich karmić. Potrzebna jest im pomoc dobrych lekarzy ginekologów i endokrynologów. Jednak medycy często nie są chętni, by im pomóc, traktują takie kobiety jako transseksualne i pozostawiają je bez wsparcia.

Niestety wiele osób, które poddały się eksperymentowi tranzycji, zniknęły z internetowego środowiska trans bez żadnej informacji. Czasem można się dowiedzieć od znajomych, że któraś z nich nie żyje albo zmaga się z poważnymi powikłaniami, ale trudno stwierdzić, jak wiele ich jest. Część zmarła przedwcześnie wskutek medycznych powikłań. Upodabnianie się do płci przeciwnej to w moim odczuciu potężny eksperyment z tragicznymi konsekwencjami.

Magdo, co sprawiło, że po latach podjęłaś decyzję o detranzycji?

Mając nową tożsamość, przez wiele lat mieszkałam w rodzinnym mieście i chyba tylko dlatego tak długo wytrzymywałam w tym kłamstwie, bo inni wiedzieli, kim jestem naprawdę. Ale życie za maską nigdy nie było takie jakbym chciała, pełne. Były oczywiście okresy lepsze, w których próbowałam się realizować i jakoś rozwijać, ale wszystko było oparte na fałszu. Były też i te gorsze, kiedy dużo czasu spędzałam w Internecie. Będąc w sieci, łatwiej jest nosić fałszywą tożsamość. Tutaj możesz być, kim chcesz, możesz przyjąć męski nick i tożsamość. Życie pod wpływem hormonów syntetycznych i w przebraniu jest chronicznym oszustwem. Dopiero, gdy nawiązuje się prawdziwe relacje, można zauważyć, że ta przybrana tożsamość jest tylko odgrywaną rolą, a nie zakorzenioną płcią. Płeć jest w genach, a nie w wyobrażeniach o sobie.

Kiedy przeprowadziłam się do nowego miasta, poznałam nowych ludzi, którzy nie znali mojej prawdziwej historii. Odwiedzałam nowych przyjaciół i widziałam, że w ich rodzinach są piękne relacje. Życie w fałszywej tożsamości było dla mnie od dawna ciężarem. Kiedyś podjęłam próbę odstawienia testosteronu, ale nie znalazłam odpowiedniego wsparcia w procesie detranzycji, dlatego, choć z niechęcią, to powróciłam do hormonów. Innym razem ponownie podjęłam próbę odstawienia medykamentów i postanowiłam, że się nie poddam, nie chciałam dalej się krzywdzić. Bardzo pragnęłam żyć jako ja, bez tej koszmarnej maski, która ukrywała moją kobiecość i bez zażywania tej syntetycznej trucizny.

Wspomniałaś na początku, że w powrocie do życia pomogły Ci wspomnienia, fotografie i nagrania z dzieciństwa?

Oglądanie fotografii i nagrań z dzieciństwa i młodości uświadomiło mi, jak bardzo pragnę powrotu do bycia sobą. Przypomniałam sobie radość, którą wtedy miałam. Byłam szczęśliwa i autentyczna. Lubiłam być dziewczynką, później kobietą. Nie lubiłam jedynie stereotypów. Miałam kilka zainteresowań, które są postrzegane jako typowo męskie, ale właśnie wtedy byłam autentyczna i czerpałam radość z życia.

Nigdy nie zniszczyłam moich fotografii, bo zawsze były dla mnie bardzo ważną częścią życia. Wiem, że po tranzycji niektórzy pozbywają się zdjęć i pamiątek i nie mają możliwości ich odzyskania. I to jest rzecz straszna. Chyba tylko rodzina może temu zapobiec, przechowując te pamiątki. Kiedyś ich dzieci mogą zechcieć je zobaczyć. 

W powrocie do mojej prawdziwej tożsamości pomogło mi też radykalne ograniczenie kontaktów w Internecie na rzecz czasu spędzanego w rzeczywistości i budowaniu relacji z drugim człowiekiem. Odrzuciłam testosteron i zmiany maskulinizacyjne zaczęły się cofać. Zaczęłam czuć się lepiej, byłam szczęśliwsza, emocje odżyły. Kiedy oglądałam swoje nowe zdjęcia, widziałam w sobie coraz więcej kobiecych cech. Wiedziałam, że idę w dobrym kierunku i kończę z potwornym kłamstwem.

Oczywiście na początku obawiałam się powiedzieć prawdę moim przyjaciołom. Ale mój komfort i prawda były ważniejsze. Kiedy wyznałam im całą historię, zareagowali bardzo dobrze. Poczułam ogromną ulgę i nabrałam jeszcze więcej chęci, by dzielić się tą dramatyczną historią i moimi doświadczeniami z innymi. 

Patrząc dziś na te wydarzenia z perspektywy czasu, czego zabrakło Ci w spotkaniach ze „specjalistami”, od funkcjonariuszy policji, po lekarzy, po tych, którzy na jakimś etapie mogli zacząć szukać prawdziwej przyczyny Twoich problemów?

Zapytana przez policjanta co prawda wyparłam się gwałtu, ale przesłuchanie odbyło się tuż po mojej tragedii, a wtedy bardzo wstydziłam się tego, co się stało. Bałam się ponownej konfrontacji ze sprawcą. Zastanawiam się, dlaczego policja nie chciała podjąć śledztwa, przecież uwięzienie kobiety przez mężczyznę już jest przestępstwem, a dla ofiary – traumatycznym doświadczeniem.

Nie wierzyłam też, że rodzice będą mogli mi pomóc, bo nasze relacje były osłabione. Może gdybyśmy więcej rozmawiali o trudnościach w domu. Może gdyby rodzice poważniej potraktowali to, co próbowałam im powiedzieć, a nie skupiali całej uwagi na nowym członku rodziny, to wówczas podjęliby kroki, aby uporządkować sprawy rodzinne, i nie czułabym potrzeby uciekania w inne środowisko.

Mam też żal do lekarzy. Dziś wydaje mi się, że specjaliści tacy jak psycholog, seksuolog powinni przypuszczać, że jeśli kobieta doznała krzywdy i przeżywa traumę, może mieć trudność opowiadania o tym na pierwszej wizycie. A jeśli ktoś przychodzi z konkretną prośbą o diagnozę transseksualizmu, to można podejrzewać, że ma już konkretne założenia.

Zaświadczenia o „transseksualizmie” od lat otwierają drogę do okaleczania zdrowych ludzi. Lekarze mogliby zniechęcać pacjentów do hormonów i zabiegów, ponieważ wiedzą, że nie rozwiążą one problemów młodego człowieka, ale wtedy narażą się na ostracyzm. Dziś – na zarzuty transfobii, a kiedyś – zacofania i niekompetencji w kwestii transseksualizmu. Tacy lekarze są przekreślani, bo są uważani za niedouczonych i mało postępowych. Młodzi ludzie, którzy mają rozterki i widzą, że nie otrzymają od nich szybkich diagnoz, które stwierdzają „niezgodność płci”, nie chcą skorzystać z ich pomocy. A to właśnie ci kwestionujący transseksualizm lekarze mogliby rzeczywiście znaleźć przyczynę ich problemów.

Jaka oceniasz skalę zjawiska transseksualizmu dziś? Jak ona się zmieniła od czasu, kiedy po raz pierwszy zetknęłaś się z nim? W debacie publicznej niekiedy można było usłyszeć wypowiedź, że to marginalne zjawisko.

Nie wszyscy zdają sobie sprawę ze skali problemu. Kiedyś narracja trans nie była tak obecna wśród młodzieży jak obecnie.

W czasie nauczania zdalnego coraz więcej nastolatków zaczęło twierdzić, że są transseksualni albo niebinarni. Ci młodzi ludzie mnóstwo czasu spędzali i spędzają przed ekranami smartfonów. Mogą tam trafić na influencerów, którzy na swoich kanałach zachęcają młodzież do eksplorowania tożsamości płciowej, do eksperymentowania z różnorodnością płci, do wyboru zaimków, a później do próbowania hormonów płci przeciwnej. Ich zdobycie nie jest trudne. W sieci jest też wiele krótkich filmów (tzw. rolek), na których młode kobiety z euforią prezentują efekty mastektomii.

Kiedy poddawałam się tranzycji, nie było jeszcze modne sformułowanie o „płynności płci”, a gdy na forum trans pojawił się nastolatek, to przynajmniej publicznie był traktowany bardzo ostrożnie, ponieważ był zbyt młody, aby podejmować tak poważne decyzje. Co prawda później dowiedziałam się, że kontaktowano się z nieletnimi w wiadomościach prywatnych, by udzielić im wskazówek o tranzycji. Dziś jest inaczej. Wiek nie ma znaczenia. Na grupach wsparcia, na forum publicznym, dzieci od razu dostają namiary do lekarzy, którzy mogą zdiagnozować u nich dysforię płci, otrzymują też informacje, jak rozmawiać z lekarzem.

Sądzisz, że środowisko medyczne w Polsce ma świadomość tragedii, jaka dotyka młodego człowieka. Lekarze m.in. ze Szwecji z Karolinska Hospital wstrzymali procedury, wskazując, na poważne konsekwencje takich interwencji; zamknięto również klinikę Tavistock
w Wielkiej Brytanii ze względu na liczne nadużycia personelu medycznego, a wielu rodziców zapowiadało pozwy.

Według mnie lekarze deklarujący się jako diagnozujący transseksualizm doskonale wiedzą, że są świadkami jakiegoś przedstawienia, które musi być odegrane, by formalności stało się zadość i mogli wypisać pacjentowi „zaświadczenie”.

Niestety panuje obecnie narracja, że jednym słusznym modelem „leczenia” jest afirmacja „odczuwanej tożsamości” oparta na modelu świadomej zgody. Oznacza to, że pacjent przychodzi do lekarza, deklaruje się jako osoba transpłciowa albo niebinarna i taką deklarację należy uznać za wiarygodną i wystarczającą. Specjalista daje więc zielone światło do wejścia na drogę przyjmowania bardzo wysokich dawek hormonów, okaleczających zabiegów chirurgicznych i wymuszania na sądach prawnej fikcji.

Może niektórzy lekarze wierzą w słuszność tego, co robią, ale nie sądzę, że nie dostrzegają tego, w jak ogromnym oszustwie biorą udział. To dzieje się w wielu krajach. To nie jest problem Stanów Zjednoczonych i Kanady, to problem całego świata i Polski również.

Czy widzisz szansę na odwrócenie tej tendencji w Polsce?

Polska cały czas jest w euforii „różnorodności płci” i uszczęśliwiania młodych ludzi przez spełnianie ich zachcianek i żądań. O ile kiedyś przypadki podejrzenia transseksualizmu pojawiały się sporadycznie, to dziś mamy mnóstwo młodych ludzi, którzy w ciągu zaledwie kilku miesięcy przesiąkają narracją trans i chcą upodobnić się do członków z grupy wsparcia. To wygląda jak moda i wymknęło się spod kontroli.

Poza tym środowiska trans demonizują rodziców wyrażających troskę o dziecko, mówiących prawdę i chcących ochronić syna lub córkę przed nieodwracalnym okaleczeniem. Rodzice są określani wówczas jako transfobiczni i toksyczni. A twierdzenia o toksycznych rodzicach stanowią wytrych do izolowania młodzieży od kochających rodziców. Młodzi ludzie chętnie zrywają kontakty lub nie poruszają tematu transseksualizmu, by bez trudu przejść tranzycję. Natomiast rodzice osób nieletnich, którzy są niezbędni do wyrażenia zgody na medyczne interwencje, są przez tzw. specjalistów szantażowani, że tranzycja przyniesie ulgę ich dziecku, a jeżeli nie wyrażą na nią zgody, to stan dziecka będzie się pogarszał i w rezultacie może popełnić ono samobójstwo. Niektórzy rodzice ze strachu o dobro dziecka niestety ulegają temu szantażowi.

Sądzę, że drogą do zmian jest nagłaśnianie przypadków żalu potranzycyjnego. Trudno o rzetelne analizy, ponieważ kwestia detranzycji w Polsce opiera się na nielicznych badaniach przeprowadzanych głównie w środowiskach transseksualistów, a tam nie znajdziemy osób, które poddały się detranzycji. Są to badania przeprowadzane w błędny sposób.

Ważne jest też wyzbycie się poprawności politycznej. Specjaliści z seksuologii czy psychologii, którzy wskazują na szkodliwość tzw. tranzycji, są dezawuowani, a ich artykuły są odrzucane z błahych powodów, np. nieadekwatnej terminologii gender, która wciąż ewoluuje.

Tej poprawności politycznej nie powinni też ulegać nauczyciele. Ważne, by mieli odwagę sprzeciwiać się żądaniom uczniów, np. w kwestii zaimków, nawet jeśli mają „zalecenia” lekarza. Spełnianie transseksualnych żądań utrwala zaburzenia tożsamości i te osoby, które są afirmowane w „nowych rolach” chętniej podejmują się kolejnych, coraz bardziej inwazyjnych działań.

Magdo, co chciałabyś powiedzieć rodzicom, którzy właśnie usłyszeli od swojego dziecka, że jest transpłciowe?

Myślę, że rodzice powinni być bardziej wyczuleni na to, co dzieje się z ich dzieckiem. Dojrzewanie jest trudnym procesem. To czas, w którym młody człowiek potrzebuje dużo wsparcia i zrozumienia. Dzieci, które mają problemy i pozostają z nimi same, będą szukać pomocy i akceptacji poza domem, a dziś najczęściej poszukują jej w Internecie. Tam z kolei są narażone na mechanizmy manipulacji. Jeśli mają problemy z akceptacją w szkole, to w środowisku trans te problemy znikają, ponieważ tam panuje bezgraniczna tolerancja, ale tak długo, jak długo ktoś popiera jego narrację. Tylko wtedy młodzi będą podziwiani za afirmowanie swojej nowej tożsamości.

Nie chodzi też tylko o to, by ograniczyć dziecku dostęp do Internetu, ale by dać alternatywę, by czas spędzony przed smartfonem był zastąpiony czasem spędzanym wspólnie z rodziną. Warto też rozmawiać z nauczycielem i obserwować środowisko szkolne, bo problem może pojawić się właśnie tam. Kiedy rodzice współpracują z pedagogami, to często udaje się rozwiązać wiele problemów.

Ważne, by rodzice nie wierzyli w groźby dziecka ani lekarzy czy terapeutów, którzy przekonują, że jeżeli nie spełnią oni żądań dziecka, to ono się zabije albo będzie się okaleczać. To szantaż emocjonalny, który jest stosowany w środowiskach afirmujących wymyślone tożsamości. Jeżeli dziecko ma jakiś problem, to należy szukać przyczyny, a nie ułatwiać mu nieodwracalne ingerencje w ciało, których za kilka lat będzie żałować.

…a młodemu człowiekowi, który uważa, że jest transpłciowy?

Młodzi ludzie często nie akceptują wielu rzeczy w czasie swojego dojrzewania, ale to mija. To samo dotyczy postrzegania kolegów. To, że wąskie środowisko kogoś nie akceptuje czy wyśmiewa, to nie znaczy, że cały świat jest negatywnie nastawiony do młodzieży lub że z tą osobą jest coś nie tak. W szkole często można usłyszeć niedojrzałe uwagi albo doświadczyć przykrego traktowania, co może wprowadzać młodego człowieka w poczucie alienacji. Zmienia się to później, chociażby w momencie rozpoczęcia studiów.

Nie warto ulegać też treściom prezentowanym w mediach. Środowiska trans i influencerzy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że sprzedają wam wielkie kłamstwo, pełne sprzeczności, chociażby o odwracalności medycznych ingerencji. Najlepszą rzeczą jest pozostanie sobą i oszczędzenie sobie zabiegów i eksperymentowania na własnym ciele. Nikt nie rodzi się w złym ciele. Ciało jest narzędziem, jak np. pojazd i najlepiej działa, kiedy nie jest okaleczone.

Chcąc realizować swoje pasje lub kreować wizerunek nie trzeba niszczyć tego, co dała nam biologia. Odstawanie od stereotypu płci nie jest powodem, żeby upodabniać się do płci przeciwnej. Jeżeli ktoś nie lubi swojej płci, to powinien poważnie zastanowić się nad tym, dlaczego tak jest. I odpowiedzieć na pytanie, co właściwie pociąga go w „tęczowej” społeczności. Może tylko akceptacja i na pozór miła atmosfera, czyli to czego brakuje w jego otoczeniu. 

Dziękuję za rozmowę. 

Agnieszka Gracz

„Nieodwracalna krzywda…” Ważna lektura o transpłciowej epidemii wśród nastolatek!

Szwedzka klinika wstrzymuje interwencje „zmiany” płci. Operacje mają negatywne i nieodwracalne konsekwencje

Chloe Cole: „Jestem ofiarą jednego z największych w historii Stanów Zjednoczonych Ameryki skandali medycznych”

Udostępnij

Spodobał Ci się ten artykuł? Wesprzyj działanie naszego portalu swoim datkiem.

Wybierz kwotę
inna kwota
Wesprzyj portal

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Liczba komentarzy : 0

Polityka prywatności i plików cookies

© Centrum Życia i Rodziny 2023