27 kwietnia, 2024
20 lipca, 2023

“Moja córka urodziła się, żyła, umarła i teraz żyje w niebie”. Świadectwo Immy i Jacinto

(Fot. Pixabay, zdjęcie ilustracyjne)

Odrzucili aborcję ze wskazań medycznych i z wielką miłością przyjęli swoją córkę, cierpiącą na śmiertelną wadę genetyczną. Oto historia Immy i Jacinto. 

W 2013 roku, rok po urodzeniu pierwszego dziecka, które nastąpiło po kilku poronieniach, Imma ponownie zaszła w ciążę. Była bardzo szczęśliwa. Jednak w dwunastym tygodniu, okazało się, że córeczka cierpi na chorobę, która nie pozwala na pełny rozwój czaszki.

Serce mojej córki biło

Istniało duże prawdopodobieństwo, że ​​ciąża zakończy się przed terminem. A potem lekarz dodał, że w takich przypadkach dokonuje się aborcji ze wskazań medycznych. Powiedział to ze smutną miną, bo znał rodzinę i cierpienia wynikające z jej historii. 

Nigdy nie rozważaliśmy aborcji, nigdy. Prosiliśmy Pana o dar dziecka i to wszystko. On wie, kiedy nam go dać, a kiedy zabrać. Byłam matką i nie do pomyślenia było dla mnie zabicie własnego dziecka. Serce mojej córki biło – mówi Imma.

Po dwóch dniach małżonkowie udali się razem do lekarza, aby powiedzieć mu o decyzji o kontynuowaniu ciąży.

Pamiętam, że kiedy lekarz przekazał mi tę wiadomość, powiedziałam do Boga: „Panie, teraz tylko Ty możesz mnie wesprzeć przez te dziewięć miesięcy”. Miałam w sobie przekonanie, że da mi dar urodzenia córki żywej, poczułam tę pewność w sercu i powtarzałam to w modlitwie: „Tylko Ty możesz mi pomóc, ja sama nie dam rady”.

Ciąża, poza nudnościami i normalnymi bólami, przebiegała dobrze, nie pojawiły się żadne z najczęstszych powikłań w przypadkach takich jak ten.

Pamiętam, że kiedy byłam u psychologa, zapytał mnie, dlaczego nie zdecydowaliśmy się na aborcję. Na co po prostu odpowiedziałam, że jestem w ciąży i moje dziecko żyje […]. Nie mogłam czuć się dobrze, ponieważ wiedziałam, że moja córka umrze, ale nadal byłam racjonalna, ponieważ chciałam ją powitać jak najlepiej – podkreśla kobieta.

/

„Posłuchaj, jak płacze!”

Rodzina i mąż zawsze byli blisko Immy, nigdy nie czuła się sama. Wielką pomoc znajdowała w modlitwie osobistej, jak i we wsparciu wspólnoty. Trzymając się mocno wiary przyjęli krzyż, choć nie godzili się biernie na tę sytuację. Imma ciągle prosiła: „Panie, zmień wodę na wino!”. Trwali więc w modlitwie i nadziei na cud całkowitego uzdrowienia córki.

W dniu cesarskiego cięcia kobieta szła na salę operacyjną z zapewnieniem modlitwy od wszystkich: od proboszcza, od wspólnoty, od męża i  rodziny, od personelu medycznego.

Sprawy potoczyły się lepiej, niż sobie wyobrażała. Martamaría urodziła się 17 stycznia 2014 roku o godzinie 12:30. Natychmiast się rozpłakała, budząc zdumienie wszystkich. Sam ginekolog krzyknął z radością: „Posłuchaj, jak płacze!”

Niestety diagnoza się potwierdziła, ale moje dziecko żyło! Urodziła się! I to był pierwszy cud: sama oddychała i płakała! Jej płacz był hymnem życia! Potem przypominam sobie, że ją umyli, zrobili odrys dłoni i stopy, zrobili jej zdjęcia i zabrali ją do ojca, który na nią czekał.

Zostali sami we trójkę, a potem odprawili chrzest z pełnym obrządkiem. Rodzice mogli zaznać radości z obecności córeczki, trzymania jej przy sobie, pokazywania bliskim. To był wspaniały prezent!

Ale to nie wszystko…

Celebrowaliśmy życie!

Okazało się, że Martamaría przeżyła pięć dni wśród miłości bliskich!

Pamiętam, że pewnego dnia przyszła do mnie położna z lekarzem. Byłam w pokoju z siostrami, była z nami Martamaría, śmialiśmy się i rozmawialiśmy. Kiedy wyszli, usłyszałam, jak lekarz mówi: „Tam się śmieją! Dziewczynka umiera, a mama się uśmiecha”. W tym momencie celebrowaliśmy życie i tę łaskę, że mogliśmy spotkać tę dziewczynkę, że ją przyjęliśmy, przytuliliśmy.

Za każdym razem, gdy przynoszono mamie słabą córeczkę, gdy tylko brała ją w ramiona i przyciskała do piersi, dziewczynka ożywała. Aż do ostatniej nocy, gdy Imma zdała sobie sprawę, że nadszedł jej czas…  Zadzwoniłam do męża, że czas pożegnania jest bliski.

Byliśmy tylko we trójkę i w końcu znalazłam siłę, by powiedzieć naszej córce, że jej ojciec i ja jesteśmy gotowi, że może odejść, ponieważ cieszymy się, że ją poznaliśmy i pokochaliśmy; że dziękowaliśmy Bogu za to, że miałam ją przez pięć dni i rzeczywiście o ósmej rano Martamaría narodziła się dla nieba. Następnego dnia była jeszcze piękniejsza. Miała twarz anioła. Jej pogrzeb był świętem, Kościół był pełen ludzi.

Imma i Giacinto są wdzięczni Bogu za dar życia ich córeczki, za radość, której mogli doświadczyć w ciągu tych pięciu podarowanych im wspólnych dni. Zapewnili jej miłość i troskę. Sprawili, że poczuła się potrzebna i kochana. Przyjęli jej godność człowieka, którą aborcja okrutnie eliminuje.

MZ/aleteia.org.pl

Świadectwo Guadalupe: „Jeśli ktoś uważa, że kobiecie przysługuje tzw. „prawo do wyboru” to niech teraz spojrzy mi w oczy i powtórzy to jeszcze raz”

Udostępnij

Spodobał Ci się ten artykuł? Wesprzyj działanie naszego portalu swoim datkiem.

Wybierz kwotę
inna kwota
Wesprzyj portal

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Liczba komentarzy : 0

Polityka prywatności i plików cookies

© Centrum Życia i Rodziny 2023