„Chodziliśmy do szkół, by uczyć „bezpiecznego seksu” ze świadomością, że pewien procent dziewcząt później dokona aborcji”
Nastolatki były dla pracowników i wolontariuszy organizacji „planowania rodziny” łatwym łupem i dobrymi klientami. „Dawaliśmy tabletki o niskiej zawartości estrogenu z 30 proc. wskaźnikiem niepowodzenia. W ten sposób 30 proc. kobiet wróciłoby, aby poddać się aborcji” – wyznała była pracownica giganta aborcyjnego Planned Parenthood.
Joan Appleton pracowała w jednej z klinik aborcyjnych. Miała doświadczenie medyczne. Jako feministka walczyła o wdrażanie idei „wolności wyboru”.
Mocno wierzyłam w prawo do wyboru i mogłam wcielać swoje przekonania polityczne w życie – mówi na łamach włoskiego magazynu „Notizie ProVita & Famiglia”.
Joan włączała się w realizację politycznych postulatów swojego środowiska. Zaczęła współpracę z Planned Parenthood, które w ramach kompleksowej opieki nad kobietami, prowadziło również zajęcia z edukacji seksualnej.
Jak mówi, pracownicy mieli świadomość, że rozdawanie środków antykoncepcyjnych to znaczne zyski dla klinik. Dlaczego?
Dystrybuowaliśmy tabletki o niskiej zawartości estrogenu z 30 proc. wskaźnikiem niepowodzenia. W ten sposób 30 proc. kobiet mogło do nas wrócić, aby poddać się aborcji. Nie mówiliśmy też, że jeśli dziewczyna zażyje antybiotyk, reakcja chemiczna między tabletką antykoncepcyjną a antybiotykiem sprawia, że antykoncepcja staje się bezużyteczna: a więc kolejne 20 proc. wróci do nas – opowiada o strategii ośrodków.
Jak podkreśla była pracownica Planned Parenthood, wszyscy pracownicy mieli świadomość tej strategii.
Chodziliśmy do szkół, aby uczyć „bezpiecznego seksu” ze świadomością, że będziemy zachęcać do wczesnych stosunków seksualnych, a pewien procent dziewcząt będzie później dokonywać aborcji. Inny procent mężczyzn i kobiet będzie szukać leczenia chorób przenoszonych drogą płciową – zauważyła.
Co wpłynęło na jej decyzję o porzuceniu pracy dla giganta aborcyjnego w Stanach Zjednoczonych?
Jak mówi Joan, przyszedł moment, że nie mogła już dłużej oszukiwać młodych ludzi. Innym impulsem było uświadomienie sobie współsprawstwa w morderstwach dzieci w aborcji. Asystowała wówczas przy aborcji.
Kiedyś oglądałam „Niemy krzyk”, ale nie zrobił na mnie wrażenia. Dla mnie to była to wówczas tylko propaganda ruchów pro-life. Jednak pewnego dnia zobaczyłam na usg, jak dziecko próbowało uciec od narzędzi chirurgicznych. Widziałam, jak otwiera usta. Temu co zobaczyłam na własne oczy nie mogłam zaprzeczyć – wyznała.
AG/provitaefamiglia.it
Dodaj komentarz