25 kwietnia, 2024
24 marca, 2023

„Pie*dol się, polsko”. Aborcja w brokacie i cekinach, z uśmiechem, tańcami i w towarzystwie dzieci

(Zrzut ekranu z youtube.com/OKO.press)

Jeszcze pięć lat temu okładka pisma „Wysokie obcasy”, na której działaczki aborcyjne pozowały na różowym tle w koszulkach z napisami „Aborcja jest ok” i z nieśmiałymi uśmiechami, wywołała takie oburzenie, że redakcja tłumaczyła się z jej publikacji. Dziś to hasło to dla aborcjonistek już za mało. Aborcja jest nie tylko ok. To samo pismo właśnie uhonorowało działaczkę proaborcyjną tytułem „Superbohaterki”, a triumfalna czy wręcz arogancka i pyszna narracja nikogo nie dziwi. Po wyroku ws. pomocnictwa w aborcji, zgodnie z którym działaczka proaborcyjna Justyna Wydrzyńska została skazana na prace społeczne, komentarze nie pozostawiają wątpliwości: aborcjonistki czują się bardziej niż pewnie.

Wyrok skazujący Justynę Wydrzyńską za przekazanie innej kobiecie tabletek, przy pomocy których można dokonać aborcji, jest niesatysfakcjonujący dla żadnej ze stron. Jednocześnie można bowiem cieszyć się, że aktywistka została uznana za winną, co w jakimś stopniu powinno zaspokajać żądania obrońców życia. Z drugiej jednak wyrok jest tak symboliczny, że właściwie trudno mówić, aby spełniał jakąkolwiek funkcję. Nie jest faktyczną karą, bo prace społeczne w wymiarze 30 godzin miesięcznie to właściwie śmieszny wyrok dla osoby, która jest… działaczką społeczną. Z pewnością nikogo nie odstręczy to od tego rodzaju czynów, a raczej – jak już widać – może do nich zachęcić, bo poczucie bycia prześladowaną obrończynią „praw człowieka” z pewnością dodaje wiatru w żagle.

Pierwsze, najbardziej emocjonalne komentarze aborcjonistek nie pozostawiły wątpliwości co do ich nastawienia. Zaraz po wyroku na mediach społecznościowych Aborcyjnego Dream Teamu, w którym działa Wydrzyńska, opublikowana została prosta grafika z napisem „pie*dol się, polsko”. Dalej nie jest lepiej: furorę zrobiła również szeroko udostępniana rymowanka „Pomoc nie zbrodnia, wyrok nie kara. Zechcesz aborcji, będziesz ją miała”. W mediach sama skazana występowała, pokazując tabletki poronne i objaśniając, jak można je zamówić. Wszędzie pojawiają się też numery telefonów do organizacji proaborcyjnych.

Choć więc w polskim prawie funkcjonuje teoretycznie zakaz pomocy w aborcji, to organizacje, które dokładnie to robią, działają zupełnie otwarcie. Czy po ostatnim wyroku rzeczywiście możemy liczyć, że w tej kwestii nastąpi jakaś zmiana?

Zakazany altruizm

Przekaz, który rozprzestrzeniły same aborcjonistki, jest prosty: Justyna Wydrzyńska została skazana za pomoc. A że to była pomoc w zabiciu dziecka? To już nieistotne. Ważne, że w Polsce skazuje się ludzi za pomaganie drugiemu. Dokładnie tak opowiadają o tej sprawie także zagraniczne media, opierające się oczywiście na przekazie tylko strony oskarżonej, a dodatkowo próbujące także grać na rzekome nieprzestrzeganie praw kobiet w Polsce.

Argumentacja, której na swoją obronę używa Justyna Wydrzyńska jest absolutnie kuriozalna.

Ja po prostu nie zgadzam się z tym wyrokiem. Uważam, że skazanie kogoś za pomoc jest skandaliczne, zwłaszcza kiedy osoba o pomoc prosimówi w wywiadzie udzielonym „Polityce”.

I rzeczywiście – brzmi to strasznie. Co to za kraj, w którym prawo karze za pomaganie innym? Co to za straszne miejsce, w którym nie wolno pomóc osobie, która prosi o pomoc, a nawet, jak opowiada dalej Wydrzyńska, błaga o nią i grozi, że jeśli jej nie otrzyma to zrobi sobie krzywdę?

Odpowiednie emocje zostały już poruszone i jak zawsze, zadziałały bezbłędnie.

Jak zwykle jest to jednak przekaz do granic zmanipulowany. Bo Justyna Wydrzyńska, która przedstawia siebie jako dobrą Samarytankę, pomagającą innej kobiecie w potrzebie, bardziej trafnie powinna opisać się jako osobę, która dopuszcza się pomocnictwa w przestępstwie.

Aborcja jest w Polsce obecnie dopuszczona tylko w przypadku gwałtu lub zagrożenia życia matki. We wszystkich innych przypadkach jest nielegalna, i choć sama matka nie może być skazana za przerwanie własnej ciąży, to taka kara jest już przewidziana dla lekarzy czy innych osób, które jej w tym pomogą. Mamy więc jasno przedstawione przestępstwo – przerwanie ciąży bez dopuszczonych prawnie  przesłanek. Kobieta, której pomogła Justyna Wydrzyńska, nie znajdowała się bowiem w stanie zagrożenia życia ani nie została zgwałcona. Chciała usunąć ciążę, ponieważ ojciec dziecka, jak twierdziła, stosował wobec niej przemoc.

Nawet jeśli poszlibyśmy więc szatańskim tokiem rozumowania aborcjonistek, wedle którego aborcja to nic złego, zapominając, że w jej wyniku ginie człowiek, to sprawa jest prosta. Wydrzyńska pomogła innej osobie dokonać przestępstwa. Nieważne, jakiego. Za pomoc w morderstwie czy kradzieży również grozi w Polsce kara.

Zgodnie z Kodeksem karnym pomocnictwo to ułatwienie popełnienia czynu zabronionego, w szczególności poprzez dostarczenie narzędzia, środka przewozu, udzielenie rady lub informacji. Justyna Wydrzyńska pomogła więc co najmniej na dwa sposoby: dostarczając narzędzia do popełnienia aborcji, czyli oddając swoje tabletki poronne, ale także udzielając informacji, jak je zażyć.

Podzielenie się tabletkami to nie jest pomoc w aborcji. Udostępnienie kobiecie możliwości i narzędzia, w którą stronę chce pójść i co chce zdecydować, nie może być karalne – tłumaczy dalej Wydrzyńska.

A udostępnienie innej osobie noża czy broni palnej to nie pomocnictwo w zabójstwie, którego później ta osoba dokonuje? Czy w tym wypadku również uzasadnione będzie tłumaczenie, że przecież chcieliśmy jedynie dać temu człowiekowi wybór, w którą stronę chce pójść?

Fakt, że ostatecznie kobieta, której pomagała aktywistka nie dokonała aborcji tymi tabletkami, niewiele zmienia. Nie zrobiła tego tylko dlatego, że o wszystkim dowiedział się jej partner, który o jej planach powiadomił policję, a tabletki zostały skonfiskowane.

Zamiast więc zakłamywać rzeczywistość pięknymi słówkami o tym, jak to prześladowana obrończyni „praw kobiet” chciała tylko pomóc proszącej o to kobiecie, pani Wydrzyńska powinna postawić sprawę jasno: według prawa chciała pomóc… dokonać przestępstwa. I dokończenie tego zdania zasadniczo zmienia postać rzeczy.

Podwójny sukces

Mimo pozornej porażki, bo w końcu oskarżona została uznana winną i zasądzono wobec niej karę, rzeczywistość pokazuje, że organizacje proaborcyjne w Polsce odnoszą jednak znaczący sukces. I nie polega on tylko na tym, że w ogóle działają – a trzeba wciąż podkreślać, że robią to wbrew prawu. Znacznie większym i groźniejszym w swoich skutkach sukcesem jest ten, który odbywa się na polu kształtowania opinii społecznej. To, o czym opowiada właśnie w tym aspekcie Justyna Wydrzyńska w przywoływanym już wywiadzie dla „Polityki”, może bowiem przerazić.

Niedawno Amnesty International opublikowało wyniki badań, które wskazują, że prawie 50 proc. społeczeństwa postąpiłoby tak samo, jak Justyna Wydrzyńska. Już samo to pokazuje, jak bardzo aborcjonistkom udało się przebić ze swoją narracją co do aborcji, a co gorsza upowszechnić twierdzenia o tym, że pomaganie w dokonaniu aborcji to wyraz kobiecej solidarności, przyjaźni i w gruncie rzeczy wspaniałe, umacniające doświadczenie.

Jeszcze bardziej porażająca jest jednak inna informacja wynikająca z rzeczonego sondażu, która dla Justyny Wydrzyńskiej jest – co oczywiste – powodem do radości i dumy. W grupie najmłodszych badanych, to znaczy osób pomiędzy 18. a 15. r.ż., jej działania poparło aż 64 proc. osób. Aborcjonistki zyskują większe poparcie w grupie osób młodych. A w tym wypadku można wręcz zastanowić się, w jakim chorym umyśle zrodził się pomysł, aby o kwestie aborcji wypytywać… piętnastolatki.

Pomijając jednak wartość etyczną takich ankiet, musimy wziąć pod uwagę płynące z nich wnioski. Skoro za działaniami takimi, jak choćby opisywane pomocnictwo w aborcji, tak licznie opowiadają się młodzi ludzie, to sam ten fakt powinien nas poważnie zaalarmować. Bo po raz kolejny pokazuje to, że ideologie lewicowe i ich przekaz nawet w tak poważnych sprawach jak aborcja, gdzie dosłownie decydujemy o życiu i śmierci, wygrywają walkę o rząd dusz… dzieci.

O tym, jak bardzo aborcjonistkom udało się omamić swoim przekazem młodzież, a zwłaszcza młode dziewczęta, może świadczyć też przytaczana przez Aborcyjny Dream Team wiadomość, którą po wyroku Justyny Wydrzyńskiej otrzymały od jednej z internautek.

Chciałabym paniom podziękować, że panie są, bo pomimo, że mam 14 lat, nie wiadomo, co może się wydarzyć, ale jednak robi mi się lepiej, gdy wiem, że panie są.

Co szokuje w tych słowach najbardziej? Zdecydowanie fakt, że dziewczyna, która ma zaledwie 14 lat, a więc w świetle polskiego prawa nie może jeszcze nawet współżyć, już opiera swoje poczucie życiowego bezpieczeństwa na tym, że może dokonać aborcji. Być może bowiem kiedyś będzie jej potrzebować, a wtedy od organizacji takich jak ADT może otrzymać „pomoc”.

Z tej wiadomości przebija przede wszystkim ogromne poczucie zagrożenia, i to zagrożenia sprawami, które dla czternastolatek nie powinny jeszcze w ogóle istnieć. Ale taką atmosferę strachu konsekwentnie i z sukcesem budują od lat polskie działaczki proaborcyjne. A szczególnie dobrze idzie im to po wyroku Trybunału Konstytucyjnego sprzed ponad dwóch lat. Ich narracja od tamtej pory jest jasna: Polska to opresyjne państwo, a aborcja jest u nas zakazana. Czasem, nieco bardziej zbliżając się do prawdy, dodają, że „prawie całkowicie zakazana”. To „prawie całkowicie” to oczywiście wynik wspomnianego wyroku, który rzeczywiście zakazał aborcji, ale tylko z powodu jednej spośród trzech przesłanek. Czy mówienie o prawie całkowitym zakazie jest więc uprawnione, skoro tak naprawdę zniesiono tylko jeden z trzech przypadków dopuszczających aborcję? Przecież dwa pozostałe nadal są w mocy. Ale w jednym aborcjonistki mają rację – ta zniesiona przesłanka była używana w ogromnej większości przypadków, co formalnie sprawiło, że rzeczywiście liczba legalnych aborcji w Polsce niebagatelnie się zmniejszyła.

marsz papieski banner

Róż, brokat i taniec

Chcemy tego czy nie, organizacje proaborcyjne oswoiły już Polaków ze swoim skrajnym przekazem. Aborcja jest ok. Jest więcej niż ok – jest dobra, bo „ratuje życie” (kobiety, bo inaczej jej przyszłość byłaby zmarnowana). Jest wyrazem empatii, bo kobiety pomagają w niej innym kobietom, tworząc sieć aborcyjnych przyjaciółek i wspierając się. Jest radosna, bo aktywistki nawet do sądu zakładają cekinowe marynarki i bluzki na nadrukiem „Pomagam w aborcjach”, a do zdjęć pozują z szerokimi uśmiechami.

Justyna Wydrzyńska na łamach „Polityki” opowiada wprost o swojej własnej aborcji, której dokonała ponad 15 lat temu. To opowieść szokująca, bo aktywistka bez ogródek mówi, że w trakcie domowej aborcji obecne były jej dzieci, z którymi oglądała film animowany, tańcząc do jego muzyki dla odstresowania.

Aborcja jest więc normalna. Jest powszednia. Nie jest niczym nadzwyczajnym, żadną traumą, ale częścią życia, fragmentem naszej codzienności. Kolejne granice przedstawiania jej, jak i wysuwanych żądań, są jeszcze przed nami.

Ale wyrok skazujący dla Justyny Wydrzyńskiej jest tyleż pocieszający, co i… bezcelowy. To oczywiście dobrze, że wreszcie, po setkach zgłaszanych przypadków pomocy i propagowania aborcji, których otwarcie dopuszczają się aborcjonistki, udało się doprowadzić do skazania jednej z nich. Ale skoro natychmiast po wyroku sama skazana może zrobić tournée po największych polskich i zagranicznych mediach i tam, mając na sobie oczy niemal całego świata, przedyktowywać numery telefonów, pod którymi można zamówić tabletki misoprostolu albo pokazywać opakowania tego leku na wizji i drwić, że gdyby podała je teraz rozmawiającej z nią dziennikarce, to mogłaby zostać ponownie skazana, to znaczy, że zamiast kary, otrzymała właściwie nagrodę.

 

Aleksandra Gajek

polityka.pl/wysokieobcasy.pl

Udostępnij

Spodobał Ci się ten artykuł? Wesprzyj działanie naszego portalu swoim datkiem.

Wybierz kwotę
inna kwota
Wesprzyj portal

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Liczba komentarzy : 0

Polityka prywatności i plików cookies

© Centrum Życia i Rodziny 2023