27 kwietnia, 2024
25 października, 2022

Aborcja u 14-latki, śmierć dziecka w 37. tygodniu ciąży, ciało „zutylizowane z innymi odpadami medycznymi”. Prawdziwa twarz Aborcyjnego Dream Teamu [TYLKO U NAS]

(fot. ilustracyjne – unsplash.com/zuza-galczynska, zdjęcie ilustracyjne, aborcja, Strajk Kobiet)

Z okazji drugiej rocznicy orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego o niezgodności eugenicznej przesłanki do aborcji z Konstytucją jedna z największych i najbardziej znanych organizacji pomagających w aborcjach w Polsce, czyli Aborcyjny Dream Team, opublikowała dane o tym, ilu kobietom „pomogła” w zabiciu ich nienarodzonych dzieci.

Szokująca jest już sama liczba aborcji, do pomocnictwa w których przyznają się aktywistki, ale jeszcze bardziej przerażający obraz wyłania się ze szczegółowych danych, które z dumą przytaczają. 

W trakcie drugiego roku od ogłoszenia pseudo wyroku TK grupy działające w ramach Aborcji Bez Granic pomogły 44 tysiącom osób z Polski w dostępie do aborcji – piszą na swoim oficjalnym koncie na Facebooku.

Te 44 tysiące osób to ogólna liczba: część z tych osób rzeczywiście dokonała aborcji, ale „pomoc” w tym wypadku może oznaczać również udzielenie porady czy odpowiedź na pytania na internetowym forum.

Na pewno jednak 1200 osób wyjechało z pomocą tej organizacji na aborcję poza granice Polski, a sam Aborcyjny Dream Team podaje, że „towarzyszył” w aborcjach farmakologicznych 9166 kobietom. 

Najbardziej szokujące są jednak dane opisujące nieco bliżej konkretne przypadki. 

Najmłodsze osoby, które otrzymały od nas pomoc, miały 14 lat – czytamy we wpisie.

Aktywistki Aborcyjnego Dream Teamu przyznają się do pomocy w przeprowadzeniu aborcji u czternastolatek (mowa o „osobach”, wnioskować więc można, że była to więcej niż jedna dziewczynka). Można tylko zastanawiać się, gdzie w tej sytuacji jest polska policja. W końcu aby doszło do aborcji najpierw musiało dojść do współżycia, a to, przypomnijmy, jest w Polsce legalne po ukończeniu 15. roku życia. Każdy stosunek seksualny z czternastolatką będzie więc przestępstwem. To już zatem chyba dwa naruszenia prawa na koncie ADT: pierwsze to pomocnictwo w aborcji, a drugie – niepowiadomienie organów ścigania o tym, że ktoś dopuścił się współżycia z czternastolatką.  

Niemniej tragicznym aspektem tej sytuacji jest jednak to, że przeprowadzono aborcję u dziecka. Czy rodzice tych dziewczynek w ogóle wiedzieli o tym, co dzieje się z ich córkami? Czy aktywistki Aborcyjnego Dream Teamu wykazały przynajmniej minimum odpowiedzialności i powiadomiły ich o tej sytuacji? Czy raczej uznały, że ciąża i aborcja u czternastolatki to normalna sytuacja, bo przecież dzieci to również istoty seksualne, które mają prawo do wyrażania swojej seksualności i jedyne, co powinny zrobić, to odpowiednio się zabezpieczyć (czego tu najwyraźniej zabrakło, ale kolejny raz możemy się przy tej tragicznej okazji przekonać, że aborcja jest po prostu uważana za taki ostateczny środek „antykoncepcyjny”)? Może i na te pytania przedstawicielki ADT odpowiedziałyby równie radośnie i zuchwale. 

Najbardziej przerażający i wręcz obezwładniający swoim okrucieństwem przypadek aborcjonistki przedstawiają w postaci takich suchych danych: 

Najdłuższa ciąża, jaką pomogłyśmy przerwać, trwała 37 tygodni. 

37. tydzień ciąży… 

To dziecko już wkrótce, być może za kilka dni, mogłoby się po prostu urodzić. Prawidłowa ciąża trwa przecież 40 tygodni. Ukończony 37. tydzień ciąży to już w nomenklaturze medycznej ciąża donoszona – dziecko wówczas urodzone nie będzie już nawet nazywane wcześniakiem.  

A przecież tysiące dzieci rokrocznie rodzi się wcześniej – znacznie wcześniej! – i z pomocą lekarzy (albo i bez niej) wyrastają na zdrowe i normalnie funkcjonujące maluchy.  

Oczywiście ze strony zwolenników aborcji natychmiast w dyskusji pojawia się koronny argument: to zapewne był ciężko „uszkodzony płód”, niezdolny do przeżycia poza organizmem matki. Pewnie bez głowy, bez mózgu. I do rodzenia takich, jak to prześmiewczo nazywają, „potworków” zmusza się polskie kobiety. 

To oczywiste, że w ten sposób chcieliby wytłumaczyć sobie wszystkie późne aborcje. Nie tylko zresztą późne, ale w ogóle wszystkie. To przecież daleko łatwiejsze – zaakceptować zabicie dziecka, które nawet „nie przypomina człowieka”, które i tak by nie przeżyło. 

Problem w tym, że takiej ułatwionej interpretacji i ukazywaniu aborcji jako procedury ratującej życie matek w obliczu zagrożenia urodzeniem „roślinki” przeczą statystyki. Tak poważne wady rozwojowe są niezwykle rzadkie. Dla przypomnienia: jeszcze w 2019 roku, a więc przed wyrokiem TK, kiedy aborcja z przesłanki o ciężkim uszkodzeniu płodu była w Polsce legalna, blisko 40% przeprowadzonych aborcji dotyczyło dzieci z zespołem Downa. A to tylko najczęstsza całościowo przyczyna. Na kolejnych miejscach uplasowały się m.in. rozszczep kręgosłupa (nie, ta wada nie powoduje, że dziecko nie ma głowy) albo zespół Turnera (ta wada objawia się m.in. nieco szerszą szyją i większym ryzykiem wystąpienia niektórych chorób, w tym kardiologicznych czy wad w obrębie nerek). 

Wróćmy więc do aborcji w 37. tygodniu ciąży. Nie, z dużym prawdopodobieństwem to nie było dziecko, które wyglądało tak, jak wyobrażają sobie to proaborcjoniści. Bardzo możliwe, że było chore, ale ze sporym prawdopodobieństwem możemy przypuszczać, że mogłoby przeżyć, gdyby otrzymało odpowiednią opiekę. Gdyby tylko jego matka zdecydowała się uznać je za człowieka – którym było – zamiast usprawiedliwiać się manipulacyjnymi argumentami aborcjonistek. 

Wszystko to oczywiście stanowi dla aborcjonistek powód do wielkiej dumy, a nawet radości. W końcu, jak same piszą:

(…) żadne prawo, żadne orzeczenia nie powstrzymają nas przed chęcią odzyskania kontroli i władzy nad własnym życiem. Żadni politycy, księża, przemocowi partnerzy nie sprawią, że przestaniemy przerywać niechciane ciąże. Będziemy to robić, możemy na siebie liczyć nawzajem.

Dawno do lamusa odeszła narracja o „dramatycznej decyzji”. A czas, kiedy doczekamy się wreszcie zdecydowanego egzekwowania prawa, które jasno mówi, że za pomocnictwo w aborcji grozi do trzech lat pozbawienia wolności, chyba nie nadejdzie jeszcze długo, bo postawienie się tak agresywnym i rozzuchwalonym środowiskom w obecnych czasach byłoby prawdziwym aktem odwagi. 

A w toku okołoaborcyjnych dyskusji w tonie radosno-wyzywającym, właściwym lewicującym nastolatkom na portalach społecznościowych, pojawiło się jeszcze inne ciekawe pytanie: 

Mam pytanie dotyczące przerwanej ciąży w 37. tygodniu. Z ciekawości. Co się robi z prawie 50cm płodem? Bo już za duże, żeby spuścić w toalecie albo nawet wyrzucić do jakiegoś kontenera na odpady. Spala się takie? Pozdrawiam” 

I odpowiedź Aborcyjnego Dream Teamu: 

W zależności od życzenia osoby w ciąży. Można pochować a może zostać zutylizowane z innymi odpadami medycznymi. 

Dziecko z 37. tygodnia ciąży. Zutylizowane razem z „innymi odpadami medycznymi”.  

Lepszego świadectwa tego, jak wielkim barbarzyństwem jest aborcja, nikt poza samymi aborcjonistkami nie mógłby wystawić. 

Aleksandra Gajek  

 

W szkole Twojego dziecka planują „Tęczowy Piątek” – pobierz poradnik prawny!

 

Udostępnij

Spodobał Ci się ten artykuł? Wesprzyj działanie naszego portalu swoim datkiem.

Wybierz kwotę
inna kwota
Wesprzyj portal

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Liczba komentarzy : 0

Polityka prywatności i plików cookies

© Centrum Życia i Rodziny 2023