27 lipca, 2024
11 lipca, 2023

Tysiące polskich dzieci zginęło z rąk UPA i inspirowanych przez nich Ukraińców. Dziś 81. rocznica ludobójstwa na Wołyniu

(fot. youtube.com, IPN tbPL, 1943 Zbrodnia Wołyńska – Prawda i Pamięć, screen shot.)

Dziś przypada 81. rocznica „krwawej niedzieli”, kiedy to Ukraińska Powstańcza Armia przy pomocy ukraińskiej ludności przeprowadziła skoordynowany atak na obywateli II RP, przede wszystkim Polaków zamieszkujących blisko 150 miejscowości głównie na Wołyniu. Nie oszczędzano noworodków, dzieci i kobiet. „Istotna jest nie tylko liczba, ale też rodzaj śmierci, okrucieństwo tego mordu. Było to działanie zaplanowane, działanie świadome” – mówił prof. Tomasz Głowiński, historyk.

11 i 12 lipca Ukraińska Powstańcza Armia dokonała skoordynowanego ataku na blisko 150 miejscowości zamieszkanych przez obywateli II RP – Polaków, ale i Ormian, Żydów oraz przedstawicieli innych mniejszości narodowych. Niedziela 11 lipca została nazwana „krwawą niedzielą”. Bojówki UPA i ukraińska ludność wsi otaczała kościoły, domostwa i mordowała zgromadzonych tam Polaków. Ukraińcy wykorzystali czas, kiedy Polacy gromadzili się w kościołach, by uderzyć. Było to apogeum ludobójstwa na Wołyniu i terenach Małopolski południowo-wschodniej. 

Akcją dowodziła Ukraińska Powstańcza Armia. Była ona zbrojnym ramieniem jednej z frakcji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), której przewodził Stepan Bandera. W mordach brała też udział ukraińska ludność cywilna, która atakowała swoich polskich sąsiadów.

Ataki z 11 i 12 lipca 1943 roku były kulminacją ludobójstwa, ale UPA mordowała obywateli II RP już wcześniej, bo od 1939 roku aż do 1947 roku. 

Szacuje się, że na Wołyniu, w Małopolsce Wschodniej i innych terenach zamieszkiwanych przez Polaków aż jedną czwartą zamordowanych stanowiły dzieci, a więc ok. 30 tysięcy. Były to zarówno noworodki, jak i dzieci kilkuletnie, mordowano również kobiety w ciąży. 

Znacznie więcej [dzieci] straciło część lub całą rodzinę, leczyło się z ran i do końca życia borykało się i boryka z przeżyciami, które były ponad wytrzymałość dziecięcej psychiki, a nieraz z ciężkim położeniem spowodowanym przez zbrodnie – wskazała Ewa Siemaszko, badacz ludobójstwa na Wołyniu.

Niektórym dzieciom udało się uciec. Jednak ich życie było naznaczone traumą, którą przeżyły, widząc skalę okrucieństwa i męczeństwa. 

Trzyletniego Franciszka uratowała matka. Cała wioska płonęła, matka wyniosła go z piwnicy, gdzie z pewnością straciłby życie. 

Najpierw mama wyniosła brata, który miał 6 tygodni, później wyniosła mnie, nieprzytomnego, a najstarszy brat wyszedł sam, miał 9 lat – wspomina w rozmowie z Telewizją Trwam. 

O ludobójstwie mówiono w zaciszu rodzin. Ci, którym udało się przeżyć te wydarzenia, przekazywali swoim dzieciom i wnukom prawdę o Wołyniu i innych miejscach martyrologii Polaków.

Genocidium Atrox. Ludobójstwo ze szczególnym okrucieństwem

Polacy byli nie tyle zabijani, co męczeni w okrutny sposób. UPA opracowała kilkaset metod zadawania śmierci. Polacy przechodzili prawdziwe, długie męczeństwo i tortury; od rozrywania ciał, odcinana jego części, zrywania skóry, przybijania do płotów, desek, wykłuwania bagnetem oczu, palenia żywcem. Kobietom w ciąży rozcinano brzuchy, wyrywano dzieci, w ich miejsce wkładano np. koty i prowizorycznie zaszywano brzuch.

Istotna jest nie tylko liczba, ale też rodzaj śmierci, okrucieństwo tego mordu. Było to działanie zaplanowane, działanie świadome – mówi w rozmowie z TV Trwam prof. Tomasz Głowiński, historyk.

Dzieci były świadkami tego męczeństwa dorosłych i same go doznawały. Główkami niemowląt uderzano o futryny, zabijano dzieci siekierą, nabijano je na sztachety płotu, na widły, przybijano je, jak i części ich ciał gwoździami do drzwi i stołów…

Nie jestem mściwa ani na Niemców, ani na Banderowców, nie jestem mściwa, żeby ich skrzywdzić, odpłacić im, broń Boże. Dzięki Panu Bogu! Nie mogę jednak tego zapomnieć, tak mnie serce boli, taki wielki żal, dlaczego taka nieprawość? Przecież oni też niby byli chrześcijanami – powiedziała Anna Osińska w cyklu filmów „Dzieci Wołynia”. 

Te dzieci, które zdołały przeżyć, były ciężko ranne, ich psychika była zdruzgotana. Wiele dzieci trwało przy martwych rodzicach, inne samotnie błąkały się po lesie, jeszcze inne były przygarniane przez uciekających z atakowanych wsi Polaków. Nawet, jeśli niektórym dzieciom udało się uciec, jeżeli były poddane leczeniu, często umierały z powodu traumy, jakiej doświadczyły.

Niektóre dzieci zostały przygarnięte przez rodziny ukraińskie, które takim działaniem narażały się na śmierć z rąk banderowców. 

Zdarzało się, że błąkającymi się czy tkwiącymi w jednym miejscu w przestrachu sierotami zajęły się rodziny ukraińskie, narażając się poważnie banderowcom. Musiały znalezione dzieci ukrywać, udawać, że to ich własne lub z dalszej rodziny, zanim nie znalazł się polski opiekun. Niektóre w tych ukraińskich rodzinach pozostały. Wtedy musiały nauczyć się ukraińskich modlitw, płynnej mowy i zwyczajów, by nie zdradzić swego pochodzenia, które z czasem zacierało się w ich pamięci. Otrzymywały nawet nazwisko przybranych rodziców. Obok sytuacji, gdy nowi ukraińscy rodzice obdarzyli dziecko takim uczuciem, że nie chcieli go oddać dalszej rodzinie, która je odnalazła (tak było z kilkumiesięczną córeczką nauczyciela Jana Jusufa zamordowanego z żoną i pozostałymi dziećmi we wsi Kamienna w pow. Sarny), zdarzały się całkiem odwrotne: zabranie dziecka, by wykonywało niewolniczą pracę w gospodarstwie, złe traktowanie, bicie, poniżanie i głodzenie. Takiego losu doznała ośmioletnia Rozalka Bojko z kolonii Teresin (pow. Włodzimierz). Na szczęście odszukał ją i odebrał stryj – opisała Ewa Siemaszko.

Jak podkreśliła Ewa Siemaszko w artykule „Piekło polskich dzieci” opublikowanym na łamach „Uważam Rze. Historia”, niechęć Ukraińców do Polaków jeszcze przed ludobójstwem odzwierciedlała się już w relacjach młodego pokolenia, już od wieku dziecięcego. 

Ze świata dorosłych nienawiść przeniknęła do świata dziecięcego. W miasteczku Pistyń w powiecie Kosów woj. stanisławowskiego już pod koniec lat 30. dzieci zaczęły demonstrować pogardę wobec polskich kolegów: “Córka sąsiada Ukraińca (…) opluła swoją rówieśniczkę Polkę, mówiąc do niej szyderczo “Ty Polko”. Podobna atmosfera była w tym czasie w okolicy Chołoniewicz na Wołyniu (pow. Łuck), gdzie ukraińscy chłopcy pasący krowy w lesie dotkliwie bili polskie dzieci idące do kościoła i śpiewali “Mazury do dziury, Polaki do sraki, mużyki do neba, bo ich tam potreba”. Nieprzyjazne i groźne gesty odczuwane były przez dzieci jako niezrozumiałe wyrzucenie z dotychczasowego środowiska i poniżenie. A był to dopiero początek gehenny – dodała Siemaszko. 

Trudno do dziś dokładnie oszacować skalę ludobójstwa i pełną liczbę zamęczonych obywateli II RP. Oceniano, że jest to liczba 120 tys. osób. Niektórzy historycy mówią jednak o większej liczbie ofiar 200 tys. , a nawet więcej obywateli II RP.

Władze Ukrainy nadal nie zezwalają Polakom na przeprowadzenie ekshumacji naszych obywateli, którzy zostali zamordowani przez UPA. Z dołów śmierci wydobyto niewiele ciał, które otrzymały godny pochówek. Szacuje się, że w bezimiennych mogiłach pozostaje nawet 95 proc. zamordowanych. Nadal nie zidentyfikowano wielu miejsc pochówku. Z biegiem czasu umierają niestety ostatni świadkowie tamtych wydarzeń, ci którzy widzieli, gdzie wrzucano ciała zamęczonych Polaków. 

Rodziny pomordowanych przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińską Powstańczą Armię głównie w latach 1943-1945 domagają się jedynie prawdy i pamięci, a przede wszystkim możliwości poszukiwania szczątków swoich bliskich i godnego ich pochowania. „Nie o zemstę, lecz o pamięć i prawdę wołają ofiary”, to zdanie najczęściej towarzyszy krewnym ofiar. 

AG/nawolyniu.pl, za „Uważam Rze. Historia”, nr 1/2012, 12.04.2012, radiomaryja.pl, ipn.gov.pl/

Udostępnij

Spodobał Ci się ten artykuł? Wesprzyj działanie naszego portalu swoim datkiem.

Wybierz kwotę
inna kwota
Wesprzyj portal

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Liczba komentarzy : 0

Polityka prywatności i plików cookies

© Centrum Życia i Rodziny 2023