Pierwsza komunia świecka, czyli… podróbmy sacrum!

Sezon komunijny trwa w najlepsze. Podczas, gdy katolicy celebrują radość z faktu, że ich dziecko przyjęło po raz pierwszy w życiu Chrystusa do serca, ateiści próbują odnaleźć jakiś inny powód do świętowania czy raczej świętować bez powodu. W końcu brak okazji to też okazja. Wychodzi to trochę kuriozalnie, ale… no cóż, natura pustki nie znosi.
Moda na tzw. komunie świeckie nazywane przez niektórych „celebrycko-konsumpcyjnymi” przyjęła się także w Polsce nie od dzisiaj. Oczywiście, samo pojęcie jest sprzeczne samo w sobie i rodzi ostry dysonans. Bo jak można mówić o świeckiej, czyli oderwanej od rzeczywistości nadprzyrodzonej „communio”, zakładającej relację międzyosobową, angażującą całą egzystencję… relację przede wszystkim do Boga, z której rodzi się także zjednoczenie z drugim człowiekiem i wspólnotą Kościoła?
Powalczmy o absurd!
Jakie przełożenie miałaby zatem komunia w świecie ateistycznym, który odrzuca Boga, desakralizuje rzeczywistość? Zdaniem jednego z internautów to celowe ośmieszanie tego ważnego dla katolików sakramentu, cyrk i kpina. Jeszcze ktoś inny zauważył, że to absurd na poziomie tożsamym z sojowym kotletem schabowym. Nie da się pogodzić pewnych rzeczywistości. To tak jakby chcieć słońca, które nie daje ciepła. Właśnie chcę słońca, dlatego pragnę jego ciepła. Chcę Boga, pragnę jedności z Nim, dlatego żyję sakramentami. I celebruję radość z ich przyjmowania.
Ateiści próbują jednak powalczyć o absurd. Zamiast przygotowania i przystąpienia dziecka do Pierwszej Komunii Świętej wyprawiają dzieciom tzw. komunie świeckie. I są to nie lada atrakcje! Od wypraw do Disneylandu i Legolandu, poprzez imprezy rodzinne w restauracjach, z tortem, z prezentami i strojami dla dzieci, które jakoś imitują to, co przeżywają ich wierzący rówieśnicy. A wszystko głównie po to, aby dziecko nie czuło się poszkodowane, aby nie było mu przykro (bo wiadomo, dziecku nie może być nigdy przykro), gdy znajdzie się w gronie kolegów i koleżanek opowiadających o tym, jak udała się rodzinna impreza, jaki laptop, smartfon czy quad podarowali kochający dziadkowie i chrzestni.
A w sukurs rodzicom wyprawiającym świeckie komunie biegną skwapliwie eksperci, piejąc z zachwytu nad takim właśnie „świadomym wyborem”, który uwalnia z tyranii przyzwyczajeń. Rzecz jasna taką tyranią jest Pierwsza Komunia Święta, za to radosnym wyborem może być nie tylko komunia z konsumpcją, ale i – konsekwentnie – obchodzenie ogłaszanej triumfalnie apostazji…
Czekolada bez kakao nie jest czekoladą. Może ją przypominać, ale nią nie jest. Podobnie jest ze świecką komunią. Niby w nazwie uroczystości można posłużyć się określeniem #komunia, ale nie ma ona nic wspólnego z sakramentem. Po co się więc oszukiwać? https://t.co/3gNnRHWeqP
— Michał Jóźwiak (@jozwiak_michal) May 10, 2023
Niepogodzeni z brakiem
Jednak w gruncie rzeczy trendy komunie świeckie pokazują też prawdę o ludzkiej naturze. Bo dlaczego ci, którzy świadomie odrzucają Boga, „wyzwoleni z okowów zabobonu”, w ogóle próbują symulować katolickie celebracje? Czyżby jednak odzywało się, dawno zagłuszone, ale przecież naturalne poczucie sacrum? Czy jednak czują jakiś brak, z którym nie są w stanie się pogodzić? Rozpaczliwie szukają więc podróbki, a może nawet – jak sugeruje J. Pospieszalski – jest to cichy hołd złożony chrześcijaństwu, przyznanie się, że jednak chrześcijaństwo jest czymś wspaniałym i nie do podrobienia.
Fakt, oficjalnie większość twardo obstaje przy argumentach zdecydowanie przyziemnych.
Nie chcieliśmy, by po powrocie do szkoły była wytykana palcami. Albo by stała z boku i w środku skręcała się z zazdrości przy tych wszystkich opowieściach komunijnych. Przecież, powiedzmy sobie szczerze, wiele osób organizuje to z takim rozmachem, jakby było to małe wesele – wyznaje jedna z mam.
Swoim pomysłem podzieliła się także para ateistów, która wyprawiła synowi świeckie obrzędy. A przygotowaniom do nich nadała „wymiar pedagogiczny”. Tzn. dziecko musiało zasłużyć na imprezę i prezent. Chłopiec przystał na propozycję dodatkowych zajęć sportowych oraz na dodatkowy angielski. Była to „alternatywa dla zajęć związanych z religią i kościołem”.
Syn wytrwał w postanowieniu, a rodzice nagrodzili go, zgodnie z obietnicą. Dziecko otrzymało także wymarzony prezent, czyli… klocki z motywem filmu “Harry Potter”.
W odróżnieniu od osób idących do normalnej komunii, mieliśmy zapas finansowy, bo nie musieliśmy kupować alby, gromnicy, opłacać strojenia kościoła, sponsorować księdza, nagradzać katechetki etc. – podsumowuje ojciec.
Jedna z mam-organizatorek „komunii świeckich” również chwali się, że jej córka:
miała wianek i kieckę z tiulu. Dostała pieniądze od świeckich dziadków. Byłam z niej dumna, że wytrwała wśród katolickich dzieci (dziś większość z nich nie uczęszcza na religię). Teraz będzie ‘komunia’ syna i jedziemy na wakacje.
Mea maxima culpa!
I tym podobnych wyznań znajdziemy wiele. Jednak oceniając dziwne i trochę niedorzeczne pomysły rodziców, którzy nie posyłają dziecka na religię i odcinają się od Kościoła, my katolicy również musimy uderzyć się mocno w piersi. I to naprawdę mocno. Bo przecież to przez przykład naszych celebracji dajemy świadectwo tego, jak sami rozumiemy i przeżywamy życie sakramentalne. Pierwszokomunijne imprezy z wielką pompą, w drogich restauracjach czy hotelach, nieraz z dodatkowymi atrakcjami dla najmłodszych. Drogie prezenty i koperty z pieniędzmi, którymi obdarowujemy dzieci. I oczywiście przygotowania obejmujące duże zakupy, fryzjera, kosmetyczkę… rzeczywiście – niczym do „małego wesela”. Niestety, to wszystko wysyła także w kierunku niewierzących, którzy bardzo pilnie nas obserwują, dość kiepski komunikat. Oto kolejne komercyjne show w opakowaniu katolickiego folkloru, przyprawione sarmackim „zastaw się a postaw się”.
I niestety, często ta smutna i miażdżąca ocena ma w sobie coś z gorzkiej prawdy. A na pewno jest wyrzutem sumienia, czy przypadkiem nie postawiliśmy materialnej otoczki naszych celebracji ponad ich duchowym sensem i celem.
W dodatku sami na różnych forach dyskusyjnych wyliczamy, ileż to będzie nas w tym roku kosztować Pierwsza Komunia Święta. Ile pieniędzy i czasu trzeba będzie zainwestować. Ba, niektórzy zastanawiają się nawet, czy prezent nie jest darowizną, a w związku z tym, co zrobić, by nie płacić podatku?
O ile prawdą jest, że to, co najlepsze należy się Bogu, to jednak najlepsze wcale nie oznacza najdroższe i najbardziej wystawne. I o ile słusznie chcemy jak najgodniej i w jak najbardziej podniosłej atmosferze przeżyć nasze świętowanie, wyrażając radość z łaski sakramentalnej, którą otrzymuje dziecko, to jednak zawsze zachowując świadomość, że cała zewnętrzna oprawa – owszem, piękna i ważna – ale jednak pozostaje tylko dodatkiem, a nie istotą rzeczy. I w ten sposób mamy także przygotowywać do przeżycia sakramentu nasze dzieci.
Tylko tu pojawia się pytanie-klucz: czy sami pamiętamy jeszcze czym w ogóle jest Pierwsza Komunia i Kto jest Głównym Bohaterem Dnia? Czy może sadzamy na piedestale dziecko, pompując jego „ego” i utrudniając mu tylko przeżycie spotkania z Najważniejszym Gościem?
A jednak można inaczej…
Ale ktoś może zapytać: jak zatem przeżyć ten dzień lepiej, głębiej, na serio godnie i uroczyście? A jednocześnie w taki sposób, by dziecko z radością wspominało swój wielki dzień, ale będąc świadome, że to nie wokół niego kręci się wtedy cały świat, a jeśli nawet na nim skupiona jest główna uwaga, to z racji na to, w czym tego dnia uczestniczy! I tu ważne jest mądre, dojrzałe, głęboko duchowe podejście rodziny, zwłaszcza rodziców i chrzestnych! Tak, głęboko duchowe, bo Pierwsza Komunia Święta jest przeżyciem duchowym, choć wyraża się to – jak każdy sakrament – w konkrecie znaków widzialnych.
Wielu katolickich rodziców rzeczywiście szuka dobrych alternatyw, jakiejś odtrutki na banał i komercję, w które obrosły pierwszokomunijne celebracje. I wielu z nich znajduje bardzo ciekawe rozwiązania, które zadziwiająco entuzjastycznie przyjmują także dzieci. A czasami same są ich inicjatorami.
I tak, co do prezentów: niektórzy rodzice proszą gości komunijnych, by nie wręczali prezentów w samym dniu Pierwszej Komunii Świętej (chyba, że jedynie prezenty religijne, dewocjonalia, Pismo Święte, zamówione Msze Święte, etc.), a uczynili to np. na zakończenie Białego Tygodnia czy z okazji Dnia Dziecka. Albo zamiast prezentu rzeczowego czy pieniędzy zabrali dziecko np. na wycieczkę czy pielgrzymkę połączoną z odwiedzeniem sanktuarium. Zdarza się też, że to dzieci obdarowują gości symbolicznymi podarunkami, własnoręcznie wykonanymi. W ten sposób chcą podkreślić, że to one jako najbardziej obdarowane, chcą się podzielić swoją radością. Pamiętamy chyba bardzo poruszający gest 9-letniej Julki, sprzed kilku lat. Dziewczynka oddała pieniądze zebrane w dniu Pierwszej Komunii Świętej na rzecz hospicjum dziecięcego.
To niekonwencjonalne rozwiązania, wymagające trochę zaangażowania i pójścia pod prąd tego „jak robią wszyscy”. Ale to one mogą sprawić, że dziecko bardzo świadomie i owocnie będzie przeżywać swoje spotkania z żywym Bogiem, odkrywając już swoim dziecięcym sercem największy skarb Eucharystii.
Skarb i Tajemnica
Bo trzeba jasno powiedzieć: w Kościele nie mamy większego skarbu niż sakramenty. Dlatego trzeba ich strzec coraz bardziej gorliwie i stanowczo.
Oto skarb Kościoła, serce świata, zadatek celu, do którego każdy człowiek, nawet nieświadomie, podąża. Wielka tajemnica, która z pewnością nas przerasta i wystawia na wielką próbę zdolność naszego rozumu do wychodzenia poza pozorną rzeczywistość – pisał św. Jan Paweł II w swej ostatniej encyklice Ecclesia de Eucharistia.
I to chyba najlepsze podsumowanie zjawiska, które pojawia się w ateistycznej rzeczywistości: Kościół posiada ogromny skarb, wielką tajemnicę, misterium, wobec którego nie można przejść obojętnie. I którego nie zastąpią żadne pozory i rozpaczliwe poszukiwanie falsyfikatów, czyli, ujmując rzecz bardzo kolokwialnie: „wyrobów sakramentopodobnych”…
Bądźmy więc godnymi dziedzicami tego Skarbu, uczmy tego dzieci, które wchodzą na drogę tak wielkiej bliskości z Chrystusem w Eucharystii. Nie poddawajmy się ułudzie materialistycznego blichtru. Nasza godna i dojrzała postawa chrześcijańska, która nie popada w kompleksy ani nie mruga okiem do świata konsumpcji, będzie także najlepszą odpowiedzią wobec wszelkich substytutów i ateistycznych atrap, które w końcu z zażenowaniem będą musiały ustąpić… Albo uświadomić sobie niepokojący brak, który skłoni ich do wyruszenia w niezwykłą drogę do odkrycia naszego Skarbu!
Monika M. Zając
Dodaj komentarz