Ostrzał, trzęsące się ściany i operacja maleńkiego serca noworodka. Tak wyglądała sytuacja w Kijowie
Rosyjska inwazja na Ukrainę zmieniła wszystko. Także funkcjonowanie dziecięcych szpitali. Największy na Ukrainie szpital w Kijowie nawet w najgorszym czasie operował niemowlęta. Była to jednak koszmar – wspominał w rozmowie z PAP pracujący tam transfuzjolog.
Jak zauważył, nikt nie spodziewał się wojny i szpital nie był przygotowany na taką okoliczność. Gdy więc wojska Władimira Putina uderzyły na Ukrainę, nikt nie wiedział co robić.
Część małych pacjentów wyjechała wraz z rodzicami. W szpitalu została jednak część dzieci. Dlaczego? Wynikało to z ich sytuacji. Nie przeżyłyby transportu.
Ponadto niektórych operacji nie dało się przełożyć. Dlatego dokonywano ich w nieprzystosowanych do tego pomieszczeniach w piwnicy. Cały czas słychać było walki w miejscowościach pod Kijowem. Ściany się trzęsły. A serce noworodka ma zaledwie 3 centymetry.
Wkrótce zaczęło także brakować krwi, a dostęp do dawców był utrudniony z powodów trwających walk oraz obowiązujących w mieście systemów bezpieczeństwa. Na szczęście jednak szpitale współpracowały ze sobą, a wkrótce krew zaczęły oddawać osoby z Obrony Terytorialnej. Sytuacja została opanowana i nikt nie umarł przez brak krwi.
Nadal jednak jest jej mało. Podobnie jak dawców. Liczba operacji wzrasta natomiast wraz z powrotem części ludności Kijowa.
MWł/gosc.pl
Dodaj komentarz