24 kwietnia, 2024
1 czerwca, 2023

Ekspert ds. polityki społecznej: Dziecko to radość a rodzina – podstawa sukcesu!

(fot. Arch. Instytut Pokolenia,)

O kryzysie demograficznym, konieczności odbudowy więzi społecznych oraz o Marszu dla Życia i Rodziny, rozmawiamy z Michałem Kotem, dyrektorem Instytutu Pokolenia

Jest nas mało, coraz mniej… W ubiegłym roku w Polsce urodziło się zaledwie 305 tys. dzieci. To najsłabszy wynik od czasów II wojny światowej. Kryzys demograficzny już jest czy rychło nadejdzie?

Zdecydowanie mamy do czynienia z kryzysem demograficznym. Dzieci rodzi się mniej, społeczeństwo się starzeje i będzie się starzało coraz bardziej. Nie ma też wątpliwości, że w kolejnych latach będzie rodziło się w Polsce jeszcze mniej dzieci. Przede wszystkim dlatego, że liczba kobiet w wieku, w którym mogą rodzić dzieci, jest mniejsza niż była np. 20-30 lat temu. Wiemy też, jaka będzie liczba kobiet w wieku 30 lat za 10 lat, bo te wszystkie kobiety już się urodziły. I wiemy, że będzie ich coraz mniej. Ponadto, statystyczna kobieta rodzi dzisiaj mniej dzieci niż rodziła 30-40 lat temu. Te dwa zjawiska nakładają się na siebie.

Gdzie w tej sytuacji upatrywać nadziei?

Dobrą wiadomością w tym wszystkim jest to, że Polacy i Polki, bez względu na wiek, wciąż stawiają rodzinę na pierwszym miejscu. Czyli rodzina jest dla Polaków wartością najważniejszą. Warto dodać, ze jest to rodzina rozumiana jako małżeństwo kobiety i mężczyzny oraz dzieci. Średnio Polacy chcą mieć powyżej dwójki dzieci. I tym wyróżniamy się na tle niektórych krajów europejskich, gdzie już takich aspiracji nie ma. Gdyby pragnienia i marzenia młodych ludzie w Polsce były realizowane, mielibyśmy tzw. zastępowalność pokoleń.

Co najbardziej utrudnia dziś realizację tych aspiracji młodych ludzi?

W całym rozwiniętym świecie zachodnim zauważamy dziś rozpad więzi społecznych, wręcz epidemię samotności. Są kraje, gdzie samotność i brak więzi, staje się czymś powszechnym, naturalnym i nawet akceptowalnym społecznie. Badania Instytutu Pokolenia, (https://instytutpokolenia.pl/raportosamotnosci/) pokazują, że najlepszą receptą na samotność jest rodzina. I to zarówno ta, którą sami zakładamy, jak i rodzina z której pochodzimy. Osoby, które wychowały się w pełnej rodzinie, w dorosłym życiu są dużo mniej samotne niż osoby, które wychowały się w rodzinie niepełnej.

Czyli odbudowa więzi społecznych zależy od kondycji naszych rodzin?

Oczywiście. I ta zależność, która wynika z badań jest też dostrzegana przez młodych ludzi. Widzą, że to rodzina jest receptą na to, czego dzisiaj najbardziej brakuje. Żyjemy w świecie dobrobytu, większego niż kiedykolwiek w naszej historii. Nie jesteśmy głodni bogactwa, środków materialnych. Jesteśmy głodni relacji. A to rodzina jest tą instytucją, która właśnie nam te więzi zapewnia i gdzie są one najtrwalsze. W niej też uczymy się budowania nowych relacji, w tym też tych poza rodzinnych.

Czy Polacy dostrzegają problem kryzysu demograficznego?

Kiedy kilkanaście lat temu pojawiały się pierwsze pomysły na wspieranie rodzin, dzietności, trafiały na grunt niezrozumienia społecznego. Dzisiaj demografia jest jednym z kluczowych, jeśli nie najważniejszym z wyzwań i to staje się wiedzą powszechną. Natomiast wiedza o wyzwaniach demograficznych nie przekłada się na indywidualne decyzje, o które w oczywisty sposób podejmowane są biorąc pod uwagę uwarunkowania konkretnej osoby. Żyjemy w świecie, który w strukturalny sposób utrudnia założenie rodziny. I nie mam tu tylko na myśli liderów kultury masowej, która w większości lansuje wzorce nastawione na samorealizację. Gdy analizujemy sytuację osób, którym nie udało się założyć rodziny czy osób bezdzietnych, to głównym tego powodem jest to, że nie udało się znaleźć osoby, z którą tę rodzinę chciałyby budować. To właśnie świadczy o wspominanym już rozpadzie więzi społecznych.

A wszelkie tendencje i procesy społeczne, z którymi mamy dziś do czynienia, nie ułatwiają budowania więzi…  

Po pierwsze, w ostatnich trzydziestu latach mieliśmy do czynienia z bezprecedensową skalą migracji zagranicznych jak i wewnętrznych. Migracje wewnętrzne najczęściej polegają na przeprowadzkach z mniejszych miejscowości, gdzie ludzie są mniej anonimowi, bardziej się znają, są bardziej zakorzenieni, do dużych ośrodków.  A tam, paradoksalnie, mimo że ludzi jest więcej, o wiele trudniej jest zbudować bliskie relacje. Po drugie, charakter współczesnej pracy, która dzisiaj zdecydowanie częściej niż dwa wieki temu, jest oddzielona od miejsca zamieszkania. Dzisiaj większość osób pracuje w innym miejscu niż mieszka. Pandemia i praca zdalna trochę to zmieniła, w kierunku pozytywnym. Natomiast mamy taką tendencję, że dom i praca są gdzie indziej, co utrudnia funkcjonowanie rodziny, utrudnia porozumienie, budowanie relacji między małżonkami, którzy tę rodzinę chcieliby tworzyć.

A kiedyś małżeństwa wspólnie pracowały, razem prowadząc gospodarstwo…

… i nie musieli opowiadać sobie nawzajem, co przeżyli w pracy, co się działo, bo oni razem to robili. Dzisiaj, możemy sobie wyobrazić sytuację, gdzie np. mąż jest prawnikiem, żona pracuje w korporacji, oboje wracają do domu ok. 19.00, muszą zająć się dziećmi, załatwić wszelkie sprawy domowe. Zupełnie nie wiedzą, co się u nich działo przez większość dnia. Więcej wspólnych przeżyć dzielą z  współpracownikami niż z małżonkami. Żyjemy w nowych czasach, które pod kątem sposobu życia się zmieniły, ale sposoby budowania relacji jeszcze za tym nie nadążają. I w tym sensie jest trudniej niż było kiedyś.

Co możemy zrobić, jako organizacje, osoby zaangażowane społecznie, aby odwrócić niebezpieczne trendy a przede wszystkim – pracować na rzecz umacniania więzi rodzinnych?

Po pierwsze, trzeba jak najbardziej pokazywać piękno rodziny. Bo dzisiejsi młodzi ludzie, jeśli nie mają tego przywileju, że żyją w szczęśliwej, kochającej się rodzinie, to w zasadzie nie mają okazji, żeby taką rodzinę zobaczyć. W mediach społecznościowych widzą raczej inne wzorce. Rolą wszelkich organizacji, którym dobro rodziny leży na sercu, które stawiają je sobie za cel, jest pokazywanie wzorców dobrych rodzin. Pokazywanie prawdziwych, szczęśliwych rodzin, których przecież jest większość. Trzeba więcej mówić o szczęściu, o radości, które daje rodzina. Oczywiście nie jest to sielanka. I wszyscy, którzy mamy rodziny, dzieci, wiemy, że życie w rodzinie jest czasem związane z wyrzeczeniami, zmęczeniem czy wręcz cierpieniem. Ale przecież wszystko, co dobre, piękne, wymaga jakiegoś poświęcenia, trudu.

Tylko, czy w dobie gonitwy za sukcesem, łatwo będzie się przebić z tym przesłaniem?

Harvard Medical School w USA prowadzi najdłuższe w historii świata badania społeczne, prowadzone od lat 30. XX wieku, w zasadzie do dzisiaj. Wylosowano do tego badania kilka tysięcy osób, z różnych warstw społecznych.. Obserwowano losy tych osób. Co się okazało: to, co definiowało sukces życia, rozumiany bardzo różnie, jak długość życia, długość życia w zdrowiu,, sytuacja  finansowa, w głównej mierze zależało od tego, czy badanym udało się stworzyć szczęśliwą rodzinę i dobre relacje z najbliższym otoczeniem. Osoby, którym się to nie udało statystycznie były mniej szczęśliwe… Czyli relacje społeczne definiują sukces życiowy a rodzina jest ich  podstawą. O tym powinniśmy mówić, pokazywać, że to jest możliwe, realne i wykonalne.

Ale czy nie jest też tak, że potrzebujemy jakichś konkretnych narzędzi, wiedzy, jak taką szczęśliwą rodzinę zbudować?

Mamy coraz więcej różnego rodzaju propozycji dla młodych ludzi, czy młodych rodzin, które odpowiadają na pytanie, jak tą szczęśliwą rodzinę budować. Mam na myśli różnego rodzaju warsztaty dla ludzi młodych przed małżeństwem, ale też różnego rodzaju warsztaty komunikacyjne, randki małżeńskie, itp. To   wszystko są działania, które mogą pomóc tym, którzy własne szczęście rodzinne chcą budować. Dlatego warto rozwijać ofertę dla młodych i trochę starszych, przekazując im wiedzę i umiejętności, które potem w praktyce mogą pomóc stworzyć i utrzymać szczęśliwą rodzinę.

A jaka sytuacja demograficzna jest w Warszawie? Jakie tendencje, zjawiska wyróżniają naszą stolicę?

Warszawa, podobnie jak inne duże miasta, przez 30 lat transformacji była miejscem, które przyciągało młodych ludzi. Było tu zakładanych coraz więcej rodzin, coraz więcej dzieci się rodziło. Natomiast jak pokazały wyniki spisu powszechnego z 2021 r., rodziny zaczynają coraz częściej migrować z Warszawy na obrzeża. To w tych gminach, powiatach dokoła Warszawy, wskaźnik dzietności jest najwyższy: powiat wołomiński, otwocki, legionowski to są te miejsca, gdzie najwięcej młodych rodzin się sprowadza i najwięcej dzieci się rodzi. Prawdopodobnie wiąże się to z takim wyobrażeniem szczęśliwej rodziny dla Polaków: mama, tata, dwójka lub trójka dzieci, domek na przedmieściu i pies. To wizja, która nie jest do zrealizowania w dużym mieście. Ale mniejsze miejscowości sprzyjają także budowaniu więzi lokalnych, zmniejszają anonimowość. Dużo łatwiej jest mieć rodzinę, zwłaszcza z małymi dziećmi, wtedy kiedy dokoła mamy ludzi, do których mamy zaufanie i na których, przynajmniej w sytuacjach awaryjnych, możemy polegać. To właśnie w takich lokalnych społecznościach, mniej zurbanizowanych, powstaje najwięcej rodzin i tam też rodziny radzą sobie najlepiej.

A jak Pan Dyrektor ocenia inicjatywę jaką jest Marsz dla Życia i Rodziny? Czy takie wydarzenia mają realne przełożenie na spojrzenie na rodzinę?

To jest wydarzenie ważne z wielu powodów. Po pierwsze: ten radosny, kolorowy marsz, to jest obraz szczęśliwych rodzin z dziećmi, które są przyszłością i radością. Zajmując się w naszym Instytucie demografią, bardzo często pojawia się w naszych analizach temat dzieci. I obserwuję takie zjawisko, że gdy zaczynamy mówić o dzieciach, to natychmiast wszyscy, którzy siedzą na sali zaczynają się uśmiechać. Marsz jest także świadectwem dla przypadkowych osób, że rodzina to jest radość.

Ale można powiedzieć: to przecież jedno wydarzenie ciągu roku i ono samo nie zmieni sytuacji

– Dlatego ważne jest, aby marsze, które są organizowane lokalnie, ta energia i relacje, które są budowane przy okazji ich organizacji przekładały się później na konkretne działania w mniejszych społecznościach. W przypadku Warszawy to są dzielnice, osiedla, parafie. Tam można tworzyć inicjatywy, które w codziennym życiu wspierają rodziny. I nie chodzi tylko o wielkie przedsięwzięcia. Mogą to być np. kluby mam, gdzie kobiety zdobywają wiedzę od koleżanek, które mają starsze dzieci, ucząc się tego, czego kiedyś kobiety uczyły się od mam, babć, sąsiadek; czy mogą wymieniać się ubraniami czy akcesoriami dziecięcymi.

A przy okazji powstają wówczas więzi, które są odpowiedzią na wspomnianą już epidemię samotności…

Takie inicjatywy budują dwie podstawowe wartości, bez których nie poprawimy panującej sytuacji: lokalne więzi i lokalną tożsamość. To są dwa kluczowe elementy, których często nie dostrzegamy. Jeśli te marsze, które są dużymi imprezami, wymagają dużego wysiłku, przełożą się na codzienne drobniejsze działania w podstawowych obszarach, w których funkcjonują rodziny, to efekty tego będą wymierne w codzienności. I nie mam wątpliwości, że kolejne marsze będą jeszcze bardziej liczne, bo będą wynikały z oddolnej inicjatywy, energii, która właśnie w tych lokalnych wspólnotach może się budować.

Rozmawiała Monika M. Zając

* Instytut Pokolenia – państwowa jednostka budżetowa podległa Prezesowi Rady Ministrów; jej celem jest prowadzenie badań nad demografią, nad sytuacją rodziny, ale też prowadzenie badań, szukanie rozwiązań i rekomendacji, które mogą wspierać rodziny w Polsce, przyczyniać się do poprawy sytuacji demograficznej, rozwoju więzi społecznych.

Paweł Ozdoba: Polska demografia jest na zatrważającym poziomie

Udostępnij

Spodobał Ci się ten artykuł? Wesprzyj działanie naszego portalu swoim datkiem.

Wybierz kwotę
inna kwota
Wesprzyj portal

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Liczba komentarzy : 0

Polityka prywatności i plików cookies

© Centrum Życia i Rodziny 2023