„Marysia pogłębiła naszą jedność małżeńską”. Wzruszające świadectwo o sile miłości ukrytej w obecności dziecka

„Czas z Marysią mocno pogłębił naszą jedność małżeńską, otworzył nas na towarzyszenie innym w trudnych przeżyciach” – mówi Justyna, matka czworga dzieci. Marysia, mimo swojej niepełnosprawności dała całej rodzinie lekcję miłości i umocniła swoich rodziców.
Dziesiąta rocznica ślubu Justyny i jej męża była wyjątkowa. Justyna dowiedziała się, że jest w ciąży. Radość towarzyszyła wszystkim, także trojgu rodzeństwa, które nie mogło się doczekać wiadomości, czy będzie to brat, czy siostra.
Ciąża przebiegała bez zastrzeżeń. Justyna czuła się dobrze, jednak wyniki badań kontrolnych przeprowadzonych w 11. tygodniu zaniepokoiły lekarkę, która martwiła się o główkę dziecka.
Lekarz zaleciła przyśpieszenie badań prenatalnych, ale Justyna i jej rodzina mieli zaplanowany urlop w Górach Stołowych. Nie chcieli rezygnować z niego zwłaszcza, że dzieci wyczekiwały wspólnego wyjazdu.
Czas urlopu był dla Justyny i jej męża okazją częstszych rozmów o dziecku i do oswojenia się z ewentualną trudną diagnozą. Niestety, podejrzenia lekarza potwierdziły się. U dziecka zdiagnozowano bezczaszkowie.
Do moich oczu napłynęły łzy. Nie byłam przygotowana na takie słowa. Zapytałam o płeć, ponieważ chciałam nadać dziecku imię. Okazało się, że oczekujemy córeczki – wspomina Justyna w świadectwie opublikowanym w Miłujcie się.
Rodzice nadali córeczce imię Maria i zawierzyli ją opiece Matki Bożej.
Nie było nam łatwo zaakceptować taki stan rzeczy, ale postanowiliśmy cieszyć się darowanym nam z nią czasem. Takie nastawienie na życie tu i teraz pozwoliło nam i starszym dzieciom zbudować z Marysią więź oraz doświadczyć jej obecności, choćby poprzez wyczuwanie jej ruchów, słuchanie stestoskopem bicia jej serca czy przytulanie się do mojego brzucha – opowiada.
Jak mówi Justyna czas oczekiwania na Marysię był czasem przeplatania się różnych chwil: zawierzenia Bogu i kryzysu wiary, modlitwy o cud i zgody na to, co przyjdzie. W całej tej trudnej sytuacji nie byli jednak sami.
Rodzina skontaktowała się z instytucjami, które w naszym kraju niosą pomoc matkom w trudnej ciąży i całym rodzinom na czas ciąży i porodu, a także zapewniają profesjonalną opiekę niepełnosprawnym lub chorym maluszkom.
Dziewczynka urodziła się przez cesarskie cięcie i, choć jej wada była poważna, płakała jak zdrowy noworodek, samodzielnie oddychała, miała też odruch ssania. Marysia została jednak podłączona do sondy, którą dostarczano jej pokarm. Zwykle dzieci z bezczaszkowiem umierają krótko po porodzie, Marysia jednak żyła.
fot. czasopismo Miłujcie się! nr 3 2022, Justyna, autorka świadectwa z mężem i córką Marysią
Personel szpitala zapewnił komfortowe warunki, by rodzina mogła wspólnie być z córką. Dziewczynka została ochrzczona. Rodzicom pokazano, jak mogą samodzielnie karmić dziecko przez sondę i drugiego dnia rodzina mogła zabrać Marysię do domu.
To jak działał jej mózg było zagadką. Cieszyliśmy się, że starsze rodzeństwo mogło poznać Marysię. Dzieci zachwycały się maleńką siostrzyczką, a my cieszyliśmy się, że nasza mała córeczka ma szansę pobyć z nami, zakosztować rodzinnego ciepła i poczuć naszą miłość – powiedziała Justyna.
Justyna i jej mąż widzieli, że u ich córki częściej pojawiały się bezdechy i niebawem może nadejść moment, kiedy jej serce przestanie bić. Marysia odeszła spokojnie, we śnie.
Marysia nie została cudownie uzdrowiona, ale wydarzyło się wiele innych cudów, za które jesteśmy Bogu niezmiernie wdzięczni: urodziła się o czasie, przeżyła pięć dni i sześć nocy, wyszła ze szpitala do domu i mogła poznać rodzeństwo i dziadków. Odeszła spokojnie, bez cierpienia, poruszyła wiele serc i skłoniła do refleksji – wymienia Justyna.
Jak mówi Justyna, przyjście na świat Marysi zmieniło całą rodzinę, nauczyło cieszyć się każdą chwilą życia, doceniać drobne rzeczy. Przede wszystkim te kilka miesięcy ciąży i klika dni życia Marysi wzmocniło więź między Justyną i jej mężem.
Miałam kiedyś w życiu taki czas, kiedy żyłam w poczuciu, że nie umiem kochać. Prosiłam Boga o to, aby nauczył mnie prawdziwej miłości. (…) Przyszedł do mnie w sposób najdelikatniejszy i najbardziej czuły: w maleńkiej, cichutkiej, nienarzucającej się, chorej Marysi. Przyszedł w postaci bezbronnego, całkowicie zależnego od nas dziecka. Ta lekcja miłości zostanie w naszych sercach na zawsze – podkreśliła.
AG/Miłujcie się!
Wiele wad rozwojowych uważanych przed 15 laty za nieuleczalne, dziś możemy z powodzeniem leczyć
Dodaj komentarz